Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chleb. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chleb. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 czerwca 2014

Nowinki Kulinarne- Za'atar. O tym jak w pukpukowej kuchni zagościły arabskie smaki:)

Uwielbiam dostawać kulinarne prezenty jestem wtedy szczęśliwa jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę. Kilka dni temu do Polski przyjechała moja serdeczna koleżanka, Kasia, którą życie rzuciło w sam środek arabskiego świata. Wiedząc, co sprawia mi najwięcej radości przywiozła mi całą masę wspaniałych przypraw. W naszej kuchni zapachniało kardamonem, szafranem i kurkumą. Dostałam też coś czego do tej pory nie znałam mianowicie mieszankę przypraw o nazwie Za'atar. Zielona barwa i widoczne w przyprawie ziarna sezamu bardzo mnie zaciekawiły. Oczywiście przeprowadziłam internetowy wywiad na temat tejże mieszanki przypraw,i dowiedziałam się że to jeden z głównych dodatków kuchni arabskiej.  Za'atar to po arabsku po prostu tymianek i jest on podstawowym składnikiem tejże mieszanki przypraw. Znajdziemy w niej tez sól i sezam a w niektórych odmianach także oregano, kumin i nasiona kopru włoskiego. Kasia powiedziała mi, że w arabskiej kuchni jest to składnik tak powszechny jak sól. 
Moja lektura na temat arabskiej kuchni stała się bardzo wciągająca. Szczególnie zaciekawił mnie blog Arabskie Smaki, w którym znajdziecie mnóstwo ciekawych informacji o arabskich smakach. Znajdziecie tam też instrukcję jak wykonać domową mieszankę Za'atar oraz wiele ciekawych przepisów. Mnie bardzo zaciekawił przepis na manakisz - czyli placki z ciasta drożdżowego z Za'atarem. Postanowiłam upiec je jak najprędzej:) Przepis, króry znalazłam na tym blogu stał się bazą do placków jakie zamierzałam zrobić. Użyłam jednak suchych drożdży aby ominąć etap robienia zaczynu.


Drożdżowe Placki z Za'atarem

Składniki:
Mąka pszenna  400 g
Drożdże suche  7 g 
Woda gazowana 250 ml
Oliwa                1 łyżka
Sól                    1 łyżeczka

Do posmarowania placków:
Mieszanka przypraw Za'atar
Oliwa z oliwek. 


Z składników na ciasto zagniotłam ciasto drożdżowe i odstawiłam do wyrośnięcia. W tym czasie wymieszałam Za'atar z oliwą i uzyskałam pastę, która bardzo mi przypominała w konsystencji i kolorze włoskie pesto. Wrośnięte ciasto podzieliłam na osiem równych części, rozwałkowałam na cienkie placki i ułożyłam na blasze wysmarowanej oliwą a następnie posmarowałam pastą z Za'ataru i oliwy. Placki piekłam w temperaturze dwustu pięćdziesięciu stopni Celsjusza przez około piętnaście minut. Wyszły mi dość mocno przypieczone, chrupiące z zewnątrz i miękkie w środku.
Muszę przyznać że świetnie komponują się z domowym jogurtem i lekkimi letnimi sałatami.

piątek, 20 czerwca 2014

Znikający bochen czyli przepis na pyszny domowy chleb

Moje ulubione pieczywo to chleb na zakwasie. Bardzo lubię jego smak i uwielbiam go piec. Jest coś w rytmie przygotowywania chleba co wprawia mnie zawsze w dobry nastój. Prawda jest taka, że zrobienie chleba na zakwasie technicznie nie jest trudne ale wymaga dużo miłości i cierpliwości oraz tego co nazywam odpowiednim rytmem. Na początku mojej przygody z pieczeniem zawsze patrzyłam na zegarek i sprawdzałam czy już czas żeby przegnieść ciasto, zaglądałam do niego nerwowo zerkając czy odpowiednio wyrosło i bywało, że chleb przejmował moje podejście i  po upieczeniu był twardy i ciężki. Z czasem nauczyłam się tego rytmu i dziś właściwie wszystko toczy się samo wystarczy tylko pamiętać aby na dzień przed planowanym pieczeniem chleba wyjąć zakwas z lodówki.
Najczęściej piekę prosty domowy chleb z mąki pszennej i żytniej. Jako, że mam pod dostatkiem serwatki to przy ostatnim wypiekach zastąpiłam wodę serwatką właśnie. Moja serwatka jest dosyć tłusta więc nie dodaję do ciasta chlebowego w tym wydaniu oleju. Oczywiście można ten prosty skład wzbogacać różnymi dodatkami. Czasem dodaję siemię lniane, czarnuszkę, słonecznik lub otręby orkiszowe ale oczywiście w tej kwestii można eksperymentować.
Z ostatnio upieczonym chlebem było tak, że zostawiłam go na kratce aby ostygł a on... znikł:) Usypiałam Karolkę a Martynka i Michał oglądali mecz. Kiedy wróciłam do salonu siedzieli z minami niewiniątek a na kratce leżała tylko połowa chleba:) No, cóż po prostu nie mogli się oprzeć

Chleb domowy

Składniki:

Na zaczyn:

Zakwas Żytni           100 ml
Mąka żytnia typ 720  100 g
Serwatka                   100 ml

Na ciasto chlebowe:

Zaczyn
Mąka pszenna typ 550       200 g
Mąka żytnia typ 720          220 g
Serwatka                          200 ml
Sól                                   1 łyżka
Cukier                              1 łyżka
Opcjonalnie dodatki: siemię lniane, pestki słonecznika, pestki dyni, czarnuszka, otręby orkiszowe, płatki owsiane, etc

Przygotowanie ciasta chlebowego nie jest skomplikowane, wymaga jednak atencji, cierpliwości i dużo miłości. Ja mam swój własny rytm według którego zawszę piekę chleb. Rano dokarmiam zakwas i po jakiś trzech godzinach przygotowuję zaczyn z mąki, zakwasu i serwatki ( nie może być zimna więc leciutką ją podgrzewam). Następnie odstawiam zaczyn w ciepłe spokojne miejsce aby wyrósł. Latem kiedy jest ciepło wystarczą trzy- cztery godziny aby zaczyn wyrósł. Po upływie tego czasu zagniatam ciasto chlebowe pamiętając aby serwatka nie była zimna lecz letnia. Ciasto chlebowe może być lekko kleiste i przywierać do dłoni. Odstawiam je na jakiś czas aby wyrosło. Po upływie około dwóch godzin przegniatam ciasto i znów odstawiam. Gdy miną kolejne dwie wyjmuje ciasto z miski, formuję bochenek i przekładam na blachę obficie wysypaną otrębami a potem znów czekam jakieś dwie godziny aż ciasto wyrośnie. Przed włożeniem do piekarnika nacinam wierzch chleba.
Pieczenie chleba ma swoje żelazne zasady. Po pierwsze, temperatura, która musi być odpowiednio wysoka około dwieście trzydzieści stopni Celsjusza. Po drugie, żadnego termoobiegu tylko grzanie od góry i od dołu. Po trzecie, miseczka z wodą umieszczona na dnie piekarnika tak aby we wnętrzu było gorąco i wilgotno. Po czwarte, pędzlowanie skórki chleba wodą aby była rumiana. Czas pieczenia jest oczywiście zależny od tego jak piecze Wasz sprzęt. Ja piekę chleb w około czterdzieści minut. Gorący jeszcze chleb przekładamy na kratkę aby ostygł. Można go posmarować pędzlem moczonym w wodzie, wtedy skórka będzie błyszczała albo jeśli wolicie bardziej rustykalne wydanie oprószyć mąką. W obu wersjach jest pyszny:)

Chleb z dodatkiem otrębów pszennych ze skórką oprószoną mąką



wtorek, 17 czerwca 2014

Maślane supełki z Ricottą

Od kiedy mam, właściwie non stop, świeżą domową Ricottę zaczęłam mocno eksperymentować z jej wykorzystaniem przy pieczeniu pieczywa. Bardzo lubię delikatny, śmietankowy smak tego sera. Wczoraj rano przyszło mi do głowy aby spróbować upiec bułki z ciasta na bazie Ricotty, serwatki i masła oraz mąki pszennej. Chciałam tym bułeczkom nadać jakiś ciekawy kształt dlatego zawiązałam supełki z ciasta. Całość wykończyłam makiem który wydał mi się idealny do porannych bułeczek. Wyszły tak pyszne, że kiedy wróciłam po południu do domu z ośmiu zostały tylko trzy:). W smaku są bardzo delikatne z wyczuwalnym posmakiem serwatki i masła.


Maślane Supełki z Ricottą

Składniki:

Mąka pszenna typ 550      420 g
Serwatka                          200 ml
Ricotta                             60 g
Drożdże suche                  1 opakowanie
Masło   82%                    40 g   
Sól                                  1 łyżeczka
Cukier                             1 łyżeczka  
Mak  do obsypania bułeczek

W misce połączyłam  mąkę, drożdże, sól i cukier. Roztopiłam masło i połączyłam z serwatką otrzymując letni płyn który dodałam do sypkich składników na końcu dodałam Ricottę i przystąpiłam do najmilszej czynności czyli zagniatania. Bardzo lubię uczucie, kiedy różnorodne tekstury składników łączą się ze sobą, za sprawą siły moich dłoni, tworząc miękkie delikatne ciasto. Zawsze powtarzam, że żeby pieczywo się udało musimy mu dać maksimum miłości i czułości:) dlatego proces zagniatania ciasta zawsze wykonuję bardzo starannie. Oczywiście aby uzyskać idealną konsystencję ciasta czasem trzeba dodać odrobinę mąki lub płynu. Kiedy ciasto było gładkie, delikatne i idealnie odchodzące od dłoni a drobinki Ricotty prawie niewyczuwalne to znak, że trzeba mu dać odpocząć. Odstawiłam więc ciasto w spokojne i ciepłe miejsce. Po upływie około czterdziestu pięciu minut gdy pięknie wyrosło i podwoiło swoją objętość, przerwałam proces wyrastania i jeszcze raz intensywnie je przegniotłam a potem zostawiłam na kolejne trzy czwarte godziny. Gotowe ciasto uformowałam w długi wałek i podzieliłam na osiem równych części. Każdą z nich znów zamieniłam w wałeczek z który zawiązałam na supełek. Bułeczki ułożyłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i włożyłam do piekarnika nagrzanego do temperatury pięćdziesięciu stopni Celsjusza aby bułeczki mocno wyrosły ale jeszcze się nie piekły. Wyrośnięte bułeczki pomalowałam wodą i obsypałam makiem a potem zwiększyłam temperaturę do dwustu stopni Celsjusza. Pieczenie trwało około pół godziny. Jak zawsze przy wypieku pieczywa zachowałam swoje dwie żelazne zasady wyłączony termoobieg i miseczka z wodą włożona na dno piekarnika wszystko po to aby choć trochę imitować warunki jakie panują w prawdziwym piecu chlebowym.





      

środa, 4 czerwca 2014

Chleb domowy pieczony nocą

Może to dziwne, ale chleb  zazwyczaj piekę nocą.Czynność ta działa na mnie terapeutycznie. Piekę więc gdy wszyscy śpią  dla ukojenia nerwów po trudnym dniu. Nic tak nie uspokaja jak zapach świeżo upieczonego chleba, unoszący się w spowitym senną ciszą domu. Oczywiście zaczyn na chleb musiał cierpliwie urosnąć i poczekać na swój czas. Ciasto chlebowe zagniotłam gdy dziewczynki szykowały się do kąpieli. Potem był czas wieczornej bajki, przytulania i usypiania. Gdy już mogłam spokojnie odetchnąć, przyszedł czas na pieczenie. Gorący piekarnik i obowiązkowa miseczka z wodą na jego dnie oraz blacha wysypana otrębami żytnimi to moje rytuały, obowiązkowe gdy piekę chleb.
Tym razem miałam ochotę na prosty nie zmącony dodatkami smak więc użyłam jedynie zakwasu żytniego, mąki pszennej i serwatki. Tak powstał pyszny, pachnący chleb,wyglądający swojsko i domowo. Proste smaki zawsze smakują genialnie.


Chleb domowy pszenno- żytni

Składniki:

Na zaczyn:
Zakwas                      150 ml  Należy użyć aktywnego zakwasu. Ja swój prowadzę na pełnoziarnistej mące żytniej typ 2000. Więcej informacji o zakwasie znajdziecie tu. Jeśli trzymacie go w lodówce należy wyjąć go najlepiej na noc poprzedzającą zrobienie zaczynu i dokarmić.
Mąka pszenna typ 450 150g
Serwatka                     100 ml

Na ciasto:
Zaczyn
Mąka pszenna typ 450     550 g
Sól i cukier                  po 1 łyzce
Serwatka                         200ml



Składniki na zaczyn należy połączyć i odstawić w ciepłe, nieprzewiewne miejsce aż zaczyn wyrośnie. Trwa to kilka godzin czasem cztery czasem sześć. Jest to zależne od mocy zakwasu i temperatury. Im zakwas mocniejszy i temperatura wyższa tym szybciej zaczyn wyrośnie.
Do wyrośniętego zaczynu dodajemy składniki na ciasto i zagniatamy. Dobrze jak serwatka będzie letnia wtedy ciasto szybciej wyrośnie. Konsystencja ciasta może być lekko luźna. Im bardziej popracujemy zagniatając ciasto, tym smaczniejszy będzie potem nasz chleb. Zagniecione ciasto znów odstawiamy na kilka godzin aż wyrośnie. Następnie przekładamy na blachę obficie posypaną otrębami żytnimi, nacinamy powierzchnię chleba i pieczemy w temperaturze dwustu stopni Celsjusza, bez termoobiegu, umieszczając na dnie piekarnika miskę z wodą. Mój piekarnik upiekł chleb w około pięćdziesiąt minut ale pamiętajcie, że każdy sprzęt pracuje ciut inaczej i kontrolujcie proces pieczenia. Pod koniec pieczenia warto przesmarować skórkę chleba wodą będzie potem złota i naprawdę chrupiąca.
Gorący bochenek odkładamy na kratkę aby ostygł. Domowy chleb najlepiej przechowywać przykryty lnianą ściereczką. Życzę owocnego pieczenia:). Cudnie zasypiać w domu który wypełniony jest miłością i zapachem świeżego domowego chleba.







środa, 16 kwietnia 2014

Chleb z czarnuszką pieczony "na oko"

Czasem tak mam, że przychodzi mi chęć na upieczenie chleba ale nie mam ochoty korzystać ze sprawdzonych receptur tylko improwizuję. Czasami takie wariacje stają się punktem wyjściowym do udoskonalania i pracy nad przepisem i wymaga to czasu i prób. Bywa też tak, że udaje się za pierwszym razem i niczego nie trzeba dopracowywać. Tak było ostatnio z chlebem, który upiekłam od tak, między innymi zajęciami domowymi. Fakt, chleb jest na zakwasie więc wymagał czasu ale przyznam szczerze, że nie napracowałam się przy nim zbytnio. Jeśli zaczynacie swoją przygodę z pieczeniem chleba na zakwasie to warto wypróbować ten przepis.

Chleb  z czarnuszką

Składniki:

Na zaczyn:

Zakwas prowadzony na mące żytniej  1/2 szklanki
Mąka pszenna typ 450 4 łyżki
Woda przegotowana   tyle aby uzyskać odpowiednią konsystencję zaczynu

Na ciasto chlebowe:

 Mąka pszenna   500 g
 Serwatka          250 ml    Robiłam biały ser z niepasteryzowanego mleka krowiego i została mi serwatka którą wykorzystałam do chleba ale z powodzeniem możecie użyć mleka, maślanki lub po prostu wody.
Sól 1 łyzeczka
Cukier 1 łyżeczka
Czarnuszka   Możecie nie kojarzyć tej przyprawy ja odkryłam ją przy okazji jakiejś lektury na temat pieczenia chleba. Kiedyś ta przyprawa była bardzo popularnym dodatkiem do pieczywa właśnie. Ma wiele właściwości pro zdrowotnych. Więcej informacji o czarnuszce znajdziecie tu.


Przygotowanie chleba należy zacząć od zaczynu. Mieszamy składniki tak aby utworzyły gęstą, jednolita masę i odstawiamy na około cztery godziny w ciepłe, nieprzewiewne miejsce. Zaczyn musi wyrosnąć i co najmniej podwoić swoją objętość.
Do wyrośniętego zaczynu dodajemy wszystkie składniki na ciasto chlebowe. Mieszamy drewnianą łyżką. Moje ciasto było dość kleiste i ciągnące, Przełożyłam je do wysmarowanych oliwą foremek keksowych zostawiając miejsce na wyrośnięcie ciasta. Formy przykryłam ściereczką i odstawiłam na noc ( jakieś siedem godzin). 
Rano wstałam skoro świt i ustawiłam piekarnik na sto osiemdziesiąt stopni Celsjusza. Na dnie piekarnika umieściłam metalową miseczkę z wodą. Chleb piekłam przez około czterdzieści minut.
Po wyjęciu przepędzlowałam wierzch wodą i wyjęłam jeszcze gorący chleb z formy. Odstawiłam chleb na kratkę do wystygnięcia. Chleb udał się wyśmienicie jest lekko wilgotny, o wyczuwalnym aromacie czarnuszki która dodaje mu niecodziennego charakteru.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Bułeczki włoskie

Poranek przywitał mnie dziś szarą, deszczową aurą. Niezbyt mobilizująca pogoda do tego co sobie na dziś zaplanowałam. Pukpukowa kuchnia miała dziś przeżywać istną burzę, a ja najchętniej przewróciła bym się się na drugi boczek i spała skulona pod kołderką. Oczywiście marzenia o błogim lenistwie bardzo szybko odpędziło tuptanie Martynki, która wpadła do sypialni budząc przy tym Karolcię. Dzień rozpoczął się na dobre, nabrał swojego zwyczajnego rytmu a ja na dobre zapomniałam o trudnej pobudce. 
Co sobie zaplanowałam wykonać muszę bo dziś w naszym domu święto. Michał obchodzi imieniny musi więc być uroczyście także pod względem kulinarnym. Jak zawsze przy takich okazjach musi być ciasto i pyszne jedzenie a jak już się rozkręciłam na dobre to z rozpędu przygotowałam jeszcze aromatyczne włoskie bułeczki z nuta oregano, czosnkiem i suszonymi pomidorami. Dziś w mojej kuchni unosi się zapach włoskich pyszności wymieszany z aromatem likieru amaretto którego dodałam do ciasta. Mam nadzieję, że wszystko się uda i będzie smakowicie i rodzinnie.
A bułeczki wyszły pierwsza klasa bo oczywiście nie mogłam się oprzeć i pierwszą zjadłam jeszcze cieplutką:)

Bułeczki włoskie
Mąka typ 550       500 g
Drożdze suche      7 g  czyli jedno opakowanie
Sól                     1 łyżeczka
Cukier                 1 łyżeczka
Mleko 2%           250 ml
Oliwa                  3 łyżki   może być z oliwek jeśli lubicie
Oregano suszone, natka pietruszki, papryka słodka w proszku  do smaku
Czosnek             3 duże ząbki  oczywiście jeśli nie przepadacie za czosnkiem możecie dać go mniej lub zrezygnować z tego dodatku
Suszone pomidory  30g

Mąkę przesiewamy przez sito i łączymy z drożdżami, solą i cukrem  dodajemy przyprawy oraz posiekane drobno suszone pomidory i czosnek. Łączymy wszystko z letnim mlekiem i oliwą i zagniatamy do momentu uzyskania gładkiego, elastycznego ciasta, które łatwo odchodzi od dłoni. W razie potrzeby dodajemy odrobinę mąki lub mleka. Ciasto odstawiamy w ciepłe, nieprzewiewne miejsce do wyrośnięcia. Wyrośnięte ciasto lekko przegniatamy formujemy je na kształt wałka i dzielimy na równe części. Ja zrobiłam siedem podłużnych bułeczek ale ich kształt i wielkość zależy tylko i wyłącznie od waszej wyobraźni. Bułeczki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiamy do piekarnika który ma temperaturę 50 stopni Celsjusza, pozwoli im to pięknie wyrosnąć. Po około 10 minutach, pędzlujemy wyrośnięte bułeczki wodą i zwiększamy temperaturę piekarnika do 200 stopni Celsjusza. Mój piekarnik potrzebował 12 minut aby upiec złote bułeczki o chrupiącej skórce ale kontrolujcie czas pieczenia bo każdy piekarnik piecze inaczej.
Bułeczki gotowe pyszne i  naprawdę doskonałe jako południowa przekąska. Mam nadzieję, że zachwycą moich bliskich podczas wieczornej imieninowej kolacji. Planuje do nich
 podać masełko czosnkowo- pietruszkowe


wtorek, 4 lutego 2014

Masło czosnkowo- pietruszkowe.

 Zima za pasem... U mnie na Białołęce jest pięknie, biało i słonecznie. Co prawda mrozy dają w kość moim psom, które jak koty wylegują się na poduszkach a spacer jest dla nich smutną koniecznością. Są malutkie, szybko marzną a ogromne ilości śniegu na trawnikach skutecznie uniemożliwiają frajdę ze spaceru. Na dodatek chodniki posypane solą drażnią poduszki łapek a to żadna przyjemność spacerować na trzech łapach bo ciągle trzeba którąś podnosić z nieprzyjemnie drażniącego podłoża.
Za to dziewczynki są w raju. Martynka wprost uwielbia śnieg, sanki i dosłownie śnieżne kąpiele. Wskakiwanie po pas w śnieżne zaspy, robienie orłów na śniegu , zakopywanie się w nim to jest to! Karolcia dopiero uczy się tego wszystkiego i obserwuje wyczyny starszej siostry ale radość ze zjeżdżania na sankach z osiedlowej górki już poznała. Wszyscy pytają jak to jest, że nie chorujemy? Ani dzieci a ni my z Michałem. Odpowiadam zgodnie z tym w co wierzę, że to dzięki dużej porcji świeżego powietrza, co niektórzy rodzice nazywają hartowaniem, a ja po prostu  normalnymi codziennymi spacerami:). Z pewnością wpływ na naszą dobrą formę ma też dobry humor bo nawet w trudnych chwilach nie pozwalam sobie na marudzenie, narzekanie i biadolenie. No i oczywiście dobre jedzenie. Nie toleruję żadnych dziwnych diet i eliminowania z diety węglowodanów czy nabiału. Wszystkie składniki są potrzebne abyśmy mogli być zdrowi i silni. Dodatkowo lubię się wspomagać składnikami, które w naturalny sposób wspierają naszą odporność. Zawsze mam w domu duży słoik miodu i wianuszek dobrego polskiego czosnku.
Właśnie przepisem na pyszne masło czosnkowe chciałabym się z Wami dziś podzielić. Nie będę się rozpisywać o tym jak dobroczynne właściwości ma czosnek,bo każdy o tym wie. Natomiast chciałabym Wam pokazać jak można zmienić smak masła czosnkowego przy pomocy pietruszki i dodania do masła pieczonego czosnku. Masło tak przygotowane smakuje genialnie jako dodatek do kanapek i smakuje nawet tym, którzy za smakiem czosnku nie przepadają. Zatem do dzieła...

Masło czosnkowo-pietruszkowe

Składniki:

Masło 1 kostka  Idealnie byłoby gdybyście zrobili masło sami np wg mojego przepisu  który znajdziecie w poście Poszło jak po maśle Nie popełnicie jednak żadnego wykroczenia używając dobrej jakości gotowego masła.
Czosnek 1 główka   Ilość czosnku można sobie regulować w zależności od waszych upodobań. Ja jestem wielbicielką mocno czosnkowego masełka więc wykorzystałam całą główkę 
Natka pietruszki  1 pęczek
Sól  do smaku

Najważniejsze w tym przepisie jest przygotowanie czosnku. Oczywiście najłatwiej i najszybciej byłoby użyć surowych sprasowanych ząbków. Chciałabym Wam jednak zaproponować inną formę a mianowicie upieczenie czosnku. Do piekarnika trzeba włożyć całą główkę czosnku wraz z łupinami i upiec aż będzie miękka. Można to zrobić np przy okazji pieczenia mięsa lub ziemniaków do obiadu. Następnie trzeba wydobyć z główki czosnku jej wnętrze, czyli ząbki. Jest to bardzo proste, upieczone ząbki właściwie same wyskakują z łupin. Przygotowane w ten sposób ząbki czosnku mają znacznie  bardziej subtelny smak, są lekko słodkie i mocno aromatyczne. Czasami zdarza mi się jeść chleb własnie z takim upieczonym, rozgniecionym czosnkiem i pomidorem. Smakuje genialnie. Ale wróćmy do masełka... Jeśli mamy już upieczony i obrany czosnek to właściwie większość pracy z nami. Pozostaje tylko poszatkować liście natki pietruszki i połączyć z czosnkiem i masłem za pomocą blendera który rozdrobni czosnek. Masło doprawiamy do smaku solą. Gotowe masełko przekładamy do miseczki i możemy używać do smarowania kanapek albo jako dodatek do pieczonych ziemniaków w mundurkach. Przechowywane w lodówce będzie cieszyć nasze podniebienia przez kilka dni, choć muszę przyznać że z mojej lodówki znika w ekspresowym tempie






poniedziałek, 3 lutego 2014

Zima, śnieg i moje sposoby na uśmiech o poranku oraz sezamowe inspiracje

Wstaję rano, patrzę przez okno- sypie śnieg. Potem przypominam sobie ze dziś rusza remont ul. Głębockiej i cały objazd skierowany jest naszą ulicą. Myślę, będzie masakra,wszelkie zmotoryzowane formy transportu nie wchodzą w grę. Pakuje wiec dziewczyny w kombinezony narciarskie, wyciągam swoje śniegowce i ruszamy. Karola w swoim wózku który jak czołg pokonuje zaśnieżone chodniki zaspy, wreszcie łąki. Martyna trochę pieszo trochę na dostawce. Dwadzieścia minut szybkiego marszu i jesteśmy w przedszkolu. Rumianie, oprószone śniegiem i roześmiane bo całą drogę śpiewałyśmy zimowe piosenki. 
Wszyscy patrzą na nas jak na wariatki. Wreszcie Pani Woźna mówi: Ale Pan biedna w taką pogodę sama z dwójką dzieci przez te zaspy z wózkiem! Ale ja nie czuję się biedna, ba! czuję się wręcz szczęśliwa. Taki spacer o poranku genialnie budzi, ładuje akumulatory na cały dzień. Biedni są Ci, co stali godzinę w korku żeby dotrzeć do przedszkola:) W takich chwilach czuję, że jestem inna. Nie narzekam, nie zrzędzę. Każdy dzień biorę jaki jest i staram się wyciągnąć z niego jak najwięcej pozytywnej energii, zawsze szukam powodów do radości nie do narzekań.

Martynka odstawiona do przedszkola. Bawi się ze swoimi Motylkami:) A ja wracam do domu już spokojniejszym tempem, kontemplując piękne zimowe krajobrazy. Właśnie za to pokochałam Białołękę. Wystarczy wyjść z osiedlowej ulicy na łąki aby poczuć się jak na wsi. Cisza, spokój i piękne widoki. Idę, więc i jak zawsze układam w głowie plan dnia. Dziś od rana w mojej głowie, kołacze myśl o upieczeniu bułeczek, bo dawno tego nie robiłam. Przypominam sobie, że w szufladzie mam wielką torbę białego sezamu. Sezam i jego ciepły charakterystyczny lekko słodki smak bardzo mi pasuje do mojego dzisiejszego nastroju. Jestem w stanie błogiej ,niczym niezmąconej radości. Pewnie swoje robią endorfiny, które uderzyły mi do głowy po porannej dawce marszu. Sezam, sezam, sezam cały czas "chodzi mi po głowie". Będą więc dziś bułeczki z sezamem i to nie byle jakie bo rumiane i złote.
W domu czas na gorącą herbatę z cytryną i miodem i  beztroską zabawę z moim wszystkiego ciekawym roczniakiem. Karolcia jest tak podobna i tak inna od Martynki. Bardzo mnie to fascynuje. Są siostrami i czasem widzę bardzo duże podobieństwo w gestach, mimice twarzy ale usposobienie mają inne. Karolcia jest spokojniejsza i raczej jest obserwatorem Martynka zaś najpierw robi a potem myśli. Gusty kulinarne mają na szczęście podobne co więcej Karolcia domaga się bardzo mocno tego aby mieć na talerzu to samo co starsza siostra. Mam nadzieję, że domowe bułeczki zasmakują im obu:)


Złote bułeczki oprószone sezamem



Składniki:


350g mąki pszennej typ 650
150g mąki kukurydzianej   Mąka kukurydziana zapewni bułeczkom złoty kolor i delikatny smak
300ml mleka 2% Mleko powinno być letnie
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
1 łyżka oleju

Wykonanie bułeczek jest proste, jak zawsze. Łączymy wszystkie sypkie składniki i dodajemy letnie mleko oraz olej. Zagniatamy ciasto w razie potrzeby dodając odrobiny mąki lub mleka. Kiedy uzyskamy gładkie, elastyczne dobrze odchodzące od ręki ciasto należy dać mu wyrosnąć. Odstawiamy je więc w ciepłe nieprzewiewne miejsce i przykrywamy ściereczką. Czekamy aż ciasto podwoi swoją objętość a następnie przerywamy wyrastanie, przegniatając je raz jeszcze. Następnie czekamy aż ciasto znów wyrośnie. Wyrośnięte ciasto dzielimy na równe kuleczki z których formujemy bułeczki ( ich wielkość zależy od Waszych upodobań i potrzeb). Bułeczki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wkładamy do lekko ciepłego piekarnika ( ok 50 stopni Celsjusza) i czekamy aż bułeczki wyrosną. Wyrośnięte bułeczki oprószamy sezamem i podnosimy temperaturę piekarnika do 160 stopni Celsjusza. Pieczemy przez około 20 minut pamiętając, że każdy piekarnik ma swój charakter i potrzebuje nieco innego czasu pieczenia.




poniedziałek, 8 lipca 2013

Śniadanie jedz jak Król...

"Śniadanie jedz jak Król, obiad jak Książe a kolację jak Żebrak" - zwykł mawiać mój tato kiedy w soboty rano, przyrządzał dla całej rodziny pyszne śniadanie. Pamiętam, że uwielbiałam jak gotował i patrzyłam zafascynowana na to jak krzątał się po kuchni. Czy był dobrym kucharzem? Tego Wam nie powiem bo niestety nie pamiętam. Wiem, że utkwiły mi w pamięci naleśniki z białym serem polane roztopioną czekoladą i duszona cebula z różnymi mięsnymi dodatkami w jego wykonaniu. Tato zmarł kiedy wchodziłam w okres dojrzewania i do dziś mi naprawdę go brak. Nie wiem jakim byłabym człowiekiem gdyby żył ale staram się być takim człowiekiem z jakiego byłby dumny mój Tato. Zapewne moje kuchenne szaleństwa to w dużej mierze zasługa obserwowania taty w kuchni.  Uwielbiał on eksperymentować i nic nie robił ściśle według przepisu i chyba mam to po nim bo mi też ciężko powtrzymać się od improwizacji podczas gotowania.
Tata lubił dobrze zjeść i  biesiadować przy stole. Pamiętam też, że czasami w nocy szeleściły papierki od cukierków bo tato lubił sobie podjeść  (to pewnie po nim mam słabość do słodyczy). A sobotnie śniadania były dla mnie zawsze świętem bo nikt się nie śpieszył do szkoły i pracy, mieliśmy czas aby byś razem. Tata panował wtedy w kuchni niepodzielnie, a ja czekałam z niecierpliwością aż przygotuje śniadanie. Najczęściej robił jajecznicę z różnymi dodatkami. Zostało mi to do dziś...
W naszym domu weekendowe śniadania też są świętem. To zupełnie naturalne, że lubimy usiąść przy stole i leniwie rozpocząć dzień od czegoś pysznego ale jednocześnie prostego. Śniadanie jedz jak Król...No właśnie w ostatnią sobotę jedliśmy jak Królowie. Przygotowania do śniadania zaczęły się wcześnie rano. Wróciłam z porannego spaceru z psami. Na zegarze było  kilka minut po szóstej. Karolcia już dokazywała więc nie było szans na wylegiwanie się w łóżku. Zaczęłam od przygotowania pieczywa, które byłoby idealne na królewskie śniadanie. Maślane rogaliki śniadaniowe to jest to! Są w przygotowaniu szybkie i  nie ma z nimi wiele zachodu a wyjęte z prosto z pieca, pachnące, jeszcze gorące idealnie pasują do porannej kawy.

Maślane Rogaliki Śniadaniowe
 
Z podanej porcji powinno wyjść 16 małych rogalików lub 8 dużych w zależności od tego jak podzielicie ciasto.
 
Składniki:
 
Mąka pszenna typ 650  500g
Mąka kukurydziana 3 łyżki  nie jest  niezbędna, rogaliki udadzą się bez niej. Jeśli jej nie macie w domu użyjcie po prostu odrobinę więcej mąki pszennej. Ja dodaję jej po to aby rogaliki miały piękny złoty kolor
Drożdże instant 7 g
Mleko 2%   350ml
Masło pełne 1 łyżka   nie używajcie oszukanego masła tylko prawdziwe masło bez dodatków nada rogalikom iście królewski smak
Sól 1 łyżka
Cukier brązowy 1 łyżka
Miód 1 łyżka

W dużej misce tak aby mieć zapas bo ciasto urośnie umieściłam mąkę, drożdże, sól i cukier. W rondelku podgrzałam mleko aby było ciepłe ale nie bardzo gorące. Rozpuściłam w nim miód i masło. Już sam smak mleka z miodem i masłem jest obiecujący tak bardzo, że nie mogłam się oprzeć i upiłam kilka łyżeczek:) Do składników sypkich wlałam mleko z dodatkami i zagniotłam ciasto, w razie potrzeby regulując jego konsystencję odrobiną mąki lub wody. Uzyskane ciasto musi być miękkie, elastyczne i dobrze odchodzące od ręki. Kiedy ciasto było już zagniecione, przykryłam je ściereczką i odstawiamy w ciepłe nie przewiewne miejsce aby wyrosło. Po około czterdziestu minutach skontrolowałam przyrost ciasta,  podwoiło swoją objętość  i wypełniło całą miskę zagniotłam je więc raz jeszcze przerywając wyrastanie i odstawiłam na kolejne pół godziny do czterdziestu minut. Po tym czasie byłam już prawie u celu. Teraz pozostało  tylko uformować rogaliki. Ich wielkość zależy od waszych upodobań. Ja tym razem zdecydowałam się na mniejsze tak aby wygodnie jadło się je Martynce.
Ciasto podzieliłam na dwie połowy, każdą z nich cienko rozwałkowałam tak aby uzyskać ciasto o powierzchni jak najbardziej zbliżonej do koła. Następnie podzieliłam ciasto na ćwiartki a potem na ósemki. Każdy uzyskany trójkąt ciasta zawinęłam zaczynając od najszerszej jego części i uformowałam rogalik.
Uzyskałam w ten sposób szesnaście pięknych półksiężyców, które ułożone na pergaminie czekały na pieczenie. Mój piekarnik piecze dość szybko wystarczyło około piętnaście minut w temperaturze dwustu stopni Celsjusza. W piekarniku jak zawsze umieściłam na dole miseczkę w wodą i mniej więcej w połowie pieczenia spryskałam delikatnie rogaliki wodą. Zapach, który rozniósł się po całym domu jest nie do opisania. Oczywiście Martynka, która obudziła się w międzyczasie nie czekała aż siądziemy do stołu- pierwszy rogalik zniknął w oka mgnieniu.


Myślicie, że to koniec prawda? Nie prawda:) W czasie kiedy ja piekłam rogaliki  Michał zajął się resztą śniadania. Przecież miało być po królewsku. Nie mogło być inaczej, mój mąż podobnie jak mój tato na sobotnie lub niedzielne śniadanie najczęściej przyrządza jajecznicę.  W naszej lodówce zawsze muszą być wiejskie jaja bez żadnych drukowanych cyferek bo od cyferek wolę pewność, że jajka są od szczęśliwej kury.  Mamy je od zaprzyjaźnionego Pana, którego kury chodzą sobie po podwórku i jedzą trawkę od rana i wieczora. Uwierzcie mi różnica w smaku jest kolosalna bo szczęśliwa kura to kura która dziobie, skrobie pazurkiem i je to co sama znajdzie na trawie a wtedy znosi pyszne jaja.  Sobotnie śniadanie i jajecznica z wiejskich jaj to jest to! Tyle że zwykła jajecznica to trochę z mało, ale jajecznica z pieczarkami brzmi już lepiej prawda? A będzie brzmiało jeszcze lepiej jeśli Wam powiem, że pieczarki mamy świeżutkie bo prowadzimy ich własną hodowlę:)
Tak, tak dobrze zrozumieliście sami hodujemy pieczarki. Zwariowane? Też tak myślałam, kiedy Michał oznajmił mi, że zamawia grzybnię. Po kilku dniach kurier przyniósł pudło, które wylądowało w piwnicy. Wystarczyło tylko postępować zgodnie z instrukcją doń dołączoną, co z grubsza sprowadza się do codziennego podlewania, by po kilku tygodniach otrzymać pierwsze zbiory. Na początku myślałam, że nie będzie różnicy w smaku pomiędzy pieczarkami kupionymi w sklepie a tymi z własnego chowu ale oczywiście jest. Świeżo ścięta pieczarka jest bielutka i nie szarzeje przy obróbce termicznej a jej świeżość czuć w smaku, jest delikatna i krucha po prostu idealna do jajecznicy.
Przepisu na jajecznicę nie podaję bo ufam, że każdy z Was ma swój sprawdzony sposób na jej przygotowanie. A przy okazji mam pytanie jaką jajecznicę lubicie najbardziej? Piszcie może mnie zainspirujecie i w najbliższy weekend zjem jajecznicę według waszego przepisu. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do iście królewskiego początku dnia z pysznym rogalikiem, jajecznicą, kawą i odrobiną błogiego letniego lenistwa a teraz zmykam do naszej pukpukowej kuchni bo zapach roznoszący się po domu przypomina, że czas wyjąć poniedziałkową porcję rogalików z pieca. W końcu można poczuć się po królewsku nie tylko w sobotę:)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Bułeczki BARDZO poranne

Mój dzień dziś zaczął się bardzo wcześnie na zegarku był 4:15 rano, kiedy Martynka zawołała:
-Mamo, Mamo!!
Taka pobudka o świcie oznacza dla nas tylko jedną rzecz: Ząbkowanie! Każdy kolejny ząb Martynki okupiony musi być Imprezą bo tak nazywamy pobudki o świcie lub tuz przed nim. Na szczęście to już dziewiętnasty ząb więc przed nami już tylko jedna ząbkowa impreza Martynki. Zapewne kiedy nasza starsza latorośl skończy ząbkować to za chwilkę zacznie młodsza,  choć mam nadzieję, że Karolcia znajdzie łagodniejszy dla rodziców sposób na przechodzenie ząbkowania:)
Cóż mogłam zrobić o świcie aby szybko się rozbudzić? Tylko jedną rzecz! Upiec pieczywo na śniadanie.
Warunek był jeden pieczywo musi być gotowe szybko więc zakwas nie wchodził w rachubę.
Do szybkiego pieczenia pieczywa idealne są drożdże instant tak więc wyciągnęłam je z szuflady. Potem szybki rzut oka na półkę z mąkami i ekspresowa decyzja zrobię proste bułeczki pszenne. Oto przepis:
 
Bułeczki BARDZO Poranne:
 
Składniki:
 
Mąka pszenna typu 550   500g
Mleko 3,2% 300 ml
Miód 1 łyżka
Sól 1 łyżeczka
Cukier 1 łyżeczka
Drożdże Instant 7 g
 
Składników jest mało a przygotowanie ciasta bardzo szybkie. Mleko łączymy z łyżką miodu i delikatnie podgrzewamy aby było lekko ciepłe ( możecie to zrobić w mikrofali wtedy będzie najszybciej). Do dużej miski wsypujemy mąkę dodajemy drożdże, sól i cukier. Wlewamy letnie mleko połączone z miodem i zagniatamy ciasto. Powinno ono być elastyczne i dość luźne ale dobrze odchodzące od dłoni. Jeżeli zajdzie taka potrzeba dodajemy odrobinę mleka lub mąki. Mąka w zależności od sposobu przechowywania może mieć różną wilgotność i czasami aby uzyskać dobrą konsystencję ciasta trzeba dać więcej lub mniej płynu do ciasta. Gotowe ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Ja nie chciałam długo czekać bo Marynka upominała się o ciepłą bułeczkę więc ustawiłam piekarnik na pięćdziesiąt stopni i włożyłam miskę na pół godziny do piekarnika. Po tym czasie ciasto wypełniło miskę.  Zagniotłam je raz jeszcze i podzieliłam na siedem  części z których uformowałam bułeczki. Bułki ułożyłam w dużych odstępach na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i włożyłam jeszcze na piętnaście minut do ciepłego piekarnika. Kiedy ciasto ponownie wyrosło nacięłam bułeczki aby dodać im trochę urody i rozgrzałam piekarnik do dwustu stopni Celsjusza. Bułki piekły się jakieś dwadzieścia minut. Na chwilkę przed końcem pieczenia przesmarowałam je pędzelkiem zamoczonym w wodzie aby miały ładny złoty kolor i chrupiącą skórkę.
Bułeczki oraz paluszek Martynki  Uwaga Gorące!:)
W całym domu unosił się zapach świeżego pieczywa a ja musiałam powstrzymywać Martynkę aby uchronić jej paluszki i buźkę przed poparzeniem tak bardzo chciała zjeść gorącą jeszcze bułeczkę.
Przede mną długi dzień ale pomimo niewyspania mam dobry humor i jestem pełna energii. Być może to zasługa pysznego śniadania: aromatycznych świeżutkich bułeczek z masłem i miodem oraz kawy zbożowej z mlekiem.  jak dobre jedzenie:) Nic mi nie daje tyle energii co solidne ale proste śniadanie:
-Choć się  bawić Mamo!-woła Martynka, która absolutnie nie jest niewyspana. Pędzę więc a Wam życzę równie pysznego śniadania:)
 


piątek, 24 maja 2013

Cebularze

Czasami tak mam, że coś mi chodzi po głowie, w sensie kulinarnym oczywiście, i po prostu nie ma siły muszę to ugotować. Tak było z cebularzami. Przypomniał mi się smak cebularzy, które kupowała w soboty moja mama. Kiedy jeszcze mieszkałam w domu rodzinnym bardzo często gościły one w moim menu. Wtedy oczywiście nie przyszło mi do głowy aby robić je samodzielnie. Nie mogłam odsunąć od siebie wspomnienia smaku tamtych cebularzy więc nie pozostało mi nic innego jak tyko wejść do kuchni i zacząć działać.Od jakiegoś czasu testuję wypieki na zaczynie drożdżowym więc wymyśliłam sobie, że spróbuje wykorzystać zaczyn drożdżowy do ciasta na cebularz. Zaczęłam od przygotowania zaczynu, który można również wykorzystywać jako bazę do pieczenia pieczywa na drożdżach np. bułek czy ciabatek.

Zaczyn drożdżowy:
 
Składniki:

Mąka pszenna typu 550 300g
Letnia woda 300ml
Drożdże świeże  8 g

Przygotowanie zaczynu jest banalnie proste rozprowadzamy drożdże w letniej wodzie mi mieszamy z mąką do uzyskania gładkiego elastycznego ciasta. Najlepiej jest to robić w sporo większej misce bo zaczyn jest bardzo aktywny i mocno wyrasta. Całość odstawiamy na osiem do dwunastu godzin (idealnie jest zostawić zaczyn na noc)

Gdy  zaczyn  jest gotowy przystępujemy do przygotowania ciasta

Ciasto na Cebularze

Składniki:

Mąka pszenna typu 550  450-500g  na początek wsypcie 400g w razie potrzeby jeśli ciasto będzie zbyt klejące i luźne stopniowo wsypujcie resztę. Mąka może mieć różny stopień wilgotności więc czasami starcza 400g a czasem potrzeba jej więcej aby ciasto było gładkie i elastyczne
 Letnia woda 330 ml
Drożdże świeże 16g
Oliwa z oliwek 2 łyżki
Sól 1 łyżka
Cukier 1 łyżka

Do dużej miski wsypujemy mąkę, cukier i sól dodajemy drożdże rozprowadzone w małej ilości wody oraz przekładamy przygotowany wcześniej zaczyn. Zaczynamy zagniatać ciasto stopniowo dodając wodę. Kiedy ciasto jest już zagniecione i dość elastyczne dodajemy oliwę z oliwek. W razie potrzeby regulujemy gęstość ciasta mąką i wodą. Gotowe ciasto musi być elastyczne i miękkie może odrobinkę się kleić do palców. Ciasto odstawiamy na około godzinę w ciepłe miejsce aby podwoiło swoją objętość.
W czasie gdy ciasto wyrasta przygotowujemy farsz cebulowy

Farsz cebulowy
 
Składniki:

Cebula 4 dość duże sztuki
Olej do smażenia 1 łyżka
Sól, pieprz, majeranek i oregano do smaku
Ser żółty 25 dkg

Cebulę kroimy w niezbyt dużą kostkę i dusimy na oleju aż zmięknie i nabierze złotego koloru pod koniec duszenia przyprawiamy do smaku
Ser żółty ścieramy na tarce jarzynowej o dużych oczkach

Kiedy ciasto jest już mocno wyrośnięte  dzielimy je na 8 części  z których formujemy grube placuszki i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, pamiętając żeby zachować duże odstępy pomiędzy nimi bo ciasto mocno wyrośnie.  Ja rozkładam cebularze na dwie blachy na każdej po cztery sztuki. Teraz przychodzi chwila na moment kulminacyjny czyli nałożenie farszu na każdy kawałek ciasta i oprószenie go serem. Cebularze są już gotowe do pieczenia trzeba dać im czas aby wyrosły. Jeśli nie możecie się doczekać efektu końcowego i przyspieszyć proces wyrastania możecie włożyć blachy do piekarnika nagrzanego do 50 stopni Celsjusza i poczekać jakieś dziesięć- piętnaście minut. Potem wystarczy przestawić piekarnik na 200 stopni i piec Cebularze przez pół godziny. Jeżeli pieczecie na dwóch blachach i dwóch poziomach pamiętajcie aby włączyć termo obieg. Gdy  w całym domu zacznie pachnieć zapachem świeżych bułeczek połączonym z słodką nutą cebuli, to znak że uczta już blisko .
Gotowe cebularze wykładamy na kratkę do studzenia i czekamy aż ostygną choć ja nie wytrzymałam i zjadłam pierwszy jeszcze gorący był pyszny!!!





piątek, 12 kwietnia 2013

Galeria chlebów

Jestem dziś w nastroju do rozmyślań i wspomnień może dlatego właśnie zaczęłam oglądać zdjęcia zgromadzone w komputerze. Pośród naszych rodzinnych fotografii, które uświadamiają mi jak szybko biegnie czas, znalazłam całą masę zdjęć moich wypieków. Przy okazji zrobiłam małe porządki i okazało się, że trochę już tego chleba upiekłam. Nie ma się czemu dziwić bo prawie codziennie piekę pieczywo i jeśli tylko mam sposobność sięgam po aparat i robię zdjęcia. Bardzo różne piekę te chleby bo nie znosimy monotonii a ja też lubię sobie poeksperymentować. Pomyślałam, że zaproszę Was na smakowitą wizualną ucztę chlebową. Oto galeria moich najciekawszych chlebów:
Chleb pszenny ze słonecznikiem

Słodki chleb kukurydziano- pszenny z żurawiną

Chleb pszenny drożdżowy ze słonecznikiem i płatkami owsianymi

Chleb Królewski z żurawiną, dynią, słonecznikiem i śliwką

Chleb razowy z miodem

Chleb pszenno-żytni z czarnuszką

Chleb pszenny z siemieniem lnianym

Chleb pszenny z siemieniem lnianym

Chleb pszenny

Chleb litewski

Bułeczki pszenne

Chleb gryczany z dynią, słonecznikiem, siemieniem lnianym

Chleb Tatiany


Chleb pszenno-żytni
 

piątek, 5 kwietnia 2013

Chleb Tatiany

Ostatnio pochłonęła mnie bez reszty pewna książkowa historia. Renia "Gołąbkowa" podrzuciła mi do czytania pierwszy tom powieści Pauliny Simons "Jeździec Miedziany", z rekomendacją, że jak się zacznie czytać to nie można skończyć. Książka naprawdę wciąga i urzeka nie tylko  ekscytującą historią miłosną głównych bohaterów ale przede wszystkim bogato rozbudowanym tłem historycznym. Akcja pierwszego tomu rozpoczyna się tuż przed wybuchem Drugiej Wojny Światowej w Leningradzie który po wybuchu wojny, oblężony przez Niemców, niszczony bombardowaniami i wreszcie złamany głodem i zimnem staje się świadkiem wielkiej i szaleńczej miłości. Zaczytałam się totalnie w pierwszym tomie a potem w dwóch kolejnych, które opowiadają historię życia Tatiany i Aleksandra.
Kiedy jakaś książka mnie zauroczy, zaczynam żyć jak gdyby w dwóch światach. Przez kilka tygodni byłam trochę nieobecna duchem i rozkojarzona, bo moje myśli uciekały do pary głównych bohaterów i ich zmagań najpierw z wojną a potem z budowaniem życia po jej zakończeniu. Bardzo bliska, swoją emocjonalnością i przywiązaniem do rodziny, a jednocześnie siłą ducha i niezłomnych charakterem, stała się główna bohaterka, Tatiana. Ogromne wrażenie wywarł na mnie opis oblężonego i złamanego głodem Leningradu. Zapewne każdy z Was słyszał o tym że w czasie wojny brakowało jedzenia ale chyba dziś, w dobie półek  uginających się pod ciężarem jedzenia, nie myślimy o tym że ludzie mogli jeść chleb upieczony z trocin i byli w stanie zabić aby napełnić żołądek kromką właśnie takiego chleba. Zdałam sobie sprawę, że po każdej stronie barykady cierpieli zwykli ludzie. Wszyscy, niezależnie od narodowości ścierali się ze śmiercią i głodem. Główna bohaterka przeżyła wielki głód w oblężonym Leningradzie i przez całe swoje dalsze życie, wspominając słowa wypowiadanej w czasie wojny modlitwy "...chleba powszedniego racz nam dać Panie", piecze chleb dla swojej rodziny. Wątek pieczenia chleba bardzo zapadł mi w pamięć i Tatiana stała mi się jeszcze bliższa, bo dla niej podobnie jak dla mnie, upieczenie chleba dla najbliższych było  równoznaczne z powiedzeniem Kocham Was, zawsze będę o Was dbać i walczyć wtedy kiedy będzie trzeba.
Ostatnio pomyślałam, że mam na półce w szafce pewnie ze dwadzieścia rodzajów mąki. Od zwykłej pszennej przez, razową i różne typy żytniej aż po wymyślne mąki takie jak owsiana ryżowa czy gryczana. Lubię też dodawać do chlebów różnych dodatków: siemienia lnianego, dyni, słonecznika, płatków owsianych, a nawet suszonych pomidorów. Zainspirowana Tatianą postanowiłam upiec chleb jak najbardziej prosty w ilości składników i sposobie wykonania. Połączyłam więc jedynie zwykłą mąkę pszenną z odrobiną mąki żytniej wodą oraz zakwasem żytnim. Mój Michał powiedział, że jest to jeden z lepszych jakie wyszły z pod mojej ręki. Przekonałam się że najlepszą recepturą na chleb jest prostota składników, odrobina cierpliwości i ogrom miłości ( nie tylko do pieczenia ale przede wszystkim do tych dla których pieczemy). Przepis jest prosty:

Chleb Tatiany

100ml zakwasu żytniego, odrobina wody i ok 100g mąki pszennej typ 550 z tych składników powstanie zaczyn
300 ml wody
450g mąki pszennej typ 550 w trakcie wyrabiania ciasta może się okazać, że trzeba dosypać trochę więcej aby ciasto było elastyczne
150g mąki żytniej "pytlowej" typ 720
3/4 łyżki soli
1 łyżka cukru
1 łyżka oleju rzepakowego
 
Przygotowanie chleba zajęło mi właściwie dobę ale nie zrażajcie się bo przez ten czas nie trzeba robić zbyt wiele. Rano zrobiłam zaczyn czyli wymieszałam zakwas z odrobiną wody w temperaturze pokojowej i mąką pszenną, tak aby powstało gęste gładkie ciasto. Przykryłam ściereczką i odstawiłam w ciepłe dalekie od przeciągów miejsce, na dwanaście godzin. Zaczyn sobie pięknie wyrósł i wieczorem zrobiłam z niego ciasto. Dodałam resztę składników i wyrobiłam na gładkie elastyczne ciasto, które bez problemów dało się formować i ładnie odchodziło od rąk. Po około 10 minutach wyrabiania ciasto było gotowe więc uformowałam je i przełożyłam na blachę. Przykryłam ściereczką i zostawiłam na noc koło kaloryfera. Rano miałam gotowy do upieczenia pięknie wyrośnięty chleb.  Piekarnik jak zawsze nastawiłam na 200 stopni Celsjusza i piekłam chleb około godziny(czas pieczenia zależy od tego jak pracuje Wasz piekarnik)  z włożoną na dół piekarnika miseczką z wodą. Po wyjęciu posmarowałam chleb pędzlem maczanym w zimnej przegotowanej wodzie.
Chleb wyszedł naprawdę pyszny z delikatną chrupiącą skórką i bardzo miękkim lekko wilgotnym wnętrzem. Nie wiem, czy akurat taki piekła bohaterka "Jeźdźca Miedzianego" ale to właśnie jej dedykuję ten wypiek a Wam polecam nie tylko wypróbowanie przepisu ale także lekturę książki.:) 

środa, 3 kwietnia 2013

Pyszny chlebek dla Martynki

Stwierdziłam dziś ze zdziwieniem, że od kilku tygodni nie byłam w naszej osiedlowej piekarni. Jest to niebywałe, bo do niedawna wizyta tam była punktem obowiązkowym w naszych codziennych spacerach. Przyczyną nie jest przedłużająca się w nieskończoność zimowa aura bo jak to śpiewa podczas spacerów Martynka:" My się zimy nie boimy i na spacer wychodzimy". Na piekarnię też nie mogłam narzekać bo pieczywo smaczne i zawsze świeże, z miłą obsługą która znała upodobania naszej Martynki. Moja starsza latorośl bowiem w owej piekarni najbardziej lubiła "Szpinaki" czyli takie małe bułeczki z ciasta francuskiego wypełnione mocno czosnkowym szpinakiem i zapieczone z serem. Panie z obsługi zawsze były zdziwione że woli je od słodkich drożdżówek czy pączków. Raz nawet jedna z Pań ekspedientek chyba niedowierzając mi, że córka nie lubi pączków próbowała ją poczęstować pączkiem. Dziecko owszem wzięło do rączki polizało lukier po czym ze skrzywioną miną oddało mi pączka i powiedziało:
- Poproszę dwa "Szpinaki"
Od kiedy trwa moja faza na pieczenie chleba, po prostu wizyty w piekarni się skończyły a Martynka też nie domaga się "Szpinaków" bo zazwyczaj przed spacerem prosi abym zapakowała jej na spacer kawałek chleba własnego wypieku. Jeśli myślicie, że jestem mamą zafiksowaną na ultra zdrowym odżywianiu i moje dziecko nie zna smaku typowych spacerowych łakoci typu chrupki kukurydziane, krakersy czy herbatniki, to się mylicie. Martynka zna te smaki i wcale jej ich nie bronię, oczywiście w granicach rozsądku. Mało tego wyznaję zasadę, że kiedy ma ochotę i może zjeść coś słodkiego to dostaje to na co ma akurat ochotę. Nie wyznaczam jednego dnia w tygodniu kiedy dziecko może dostać coś słodkiego, nie zabraniam próbowania nowych smaków i efekt tego jest taki, że Martynka nie rzuca się w sklepie na podłogę chcąc wymusić cukierka czy chrupki bo wie że jeśli ma ochotę i nie jest to pora śniadania obiadu czy kolacji to może zawsze zjeść to na co ma ochotę. Mało tego moja córka choć owszem lubi czekoladę i ma ulubione cukierki to najczęściej w domu buszuje w szafce w której trzymamy suszone owoce i ziarna. Najbardziej lubi- i tu was zapewne zadziwię- suszoną śliwkę, nie pogardzi też żurawiną czy suszonym jabłkiem lub morelą. Pewnego dnia szukając natchnienia do upieczenia chleba wpadłam na to aby zrobić chleb z dodatkiem suszonej śliwki i żurawiny właśnie po to aby uwzględnić upodobania Martynki. Powstał chleb, który w swoim smaku łączy naturalną kwaskowość zakwasu żytniego i słodycz suszonych owoców. Wzbogaciłam do chrupiącym słonecznikiem i dynią. Oto przepis:
 
 Chleb Królewski
Składniki:
290 ml wody powinna być w temperaturze pokojowej najlepiej mineralna, źródlana lub filtrowana
1 łyżka oleju używam rzepakowego bo jest neutralny w smaku i nie zostawi w chlebie żadnego posmaku
150g zakwasu żytniego jak wyhodować zakwas pisałam już wcześniej
1/2 łyżki cukru
2 łyżeczki soli
180g mąki pszennej typ 550
45g mąki pszennej razowej
35g otrębów pszennych ostatnim razem dodałam otrębów żytnich bo pszenne akurat mi się skończyły też się sprawdzają
100g mąki żytniej typ 720
100g mąki żytniej typ 2000
60g suszonej żurawiny
60g słonecznika oczywiście łuskanego:)
60g śliwki suszonej posiekanej
40g dyni
Chleb Królewski w wersji z automatu
Wykonanie tego chleba jest proste i jak na pieczenie chleba dość szybkie. Do przygotowania tego chleba możecie użyć automatu do pieczenia chleba albo zrobić wszystko ręcznie a potem upiec w piekarniku. Ja za pierwszym razem piekłam w automacie, a ostatnio pozwoliłam automatowi wymieszać składniki a upiekłam w piekarniku, który i tak był gorący bo piekł akurat inne chleby na Święta.
Zaczynamy od połączenia składników płynnych, jeśli używacie automatu dodajecie je w pierwszej kolejności. Potem w osobnym naczyniu mieszamy wszystkie rodzaje mąki i otręby i dodajemy do składników płynnych i albo mieszamy drewnianą łyżką albo ustawiamy w automacie program do samego mieszania bez wypieku. Ciasto powinno mieć luźną, lepką strukturę. Dodatki czyli śliwki, żurawinę, słonecznik i dynię dodajemy pod koniec mieszania ciasta łyżką lub w momencie kiedy automat zasygnalizuje, że jest na to odpowiedni moment. Uwaga dla osób pieczących chleb w automacie. Po wymieszaniu go przez automat, dobrze jest przemieszać go drewnianą łyżką tak żeby równomiernie rozłożyć dodatki. Przy okazji możecie wyjąć mieszadło żeby nie trzeba było wyciągać go z upieczonego już chleba. Wierzch chleba można posypać płatkami owsianymi górskimi lub sezamem. Jeśli będziemy piec chleb w piekarniku najlepiej jest przełożyć go do formy "keksówki" najlepiej kilogramowej. Ciasto zostawiamy w formie do wyrośnięcia na około czterech do sześciu godzin. Po tym okresie forma albo wraca do automatu i włączamy program z samym pieczeniem albo wkładamy chleb do piekarnika o temperaturze 200 stopni Celsjusza (wkładamy do środka metalową miseczkę z wodą), ustawionego tak aby był wyłączony termo obieg. W obydwu wersjach wykonania czas pieczenia wynosi około godziny, przy wersji piekarnikowej należy kontrolować zrumienienie skórki chleba i jeśli to konieczne obniżyć temperaturę.
Muszę przyznać, że chleb ten chyba najbardziej smakował mojej rodzinie podczas wielkanocnego śniadania a było w czym wybierać. Przepisy już niebawem...