Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadanie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 17 czerwca 2014

Maślane supełki z Ricottą

Od kiedy mam, właściwie non stop, świeżą domową Ricottę zaczęłam mocno eksperymentować z jej wykorzystaniem przy pieczeniu pieczywa. Bardzo lubię delikatny, śmietankowy smak tego sera. Wczoraj rano przyszło mi do głowy aby spróbować upiec bułki z ciasta na bazie Ricotty, serwatki i masła oraz mąki pszennej. Chciałam tym bułeczkom nadać jakiś ciekawy kształt dlatego zawiązałam supełki z ciasta. Całość wykończyłam makiem który wydał mi się idealny do porannych bułeczek. Wyszły tak pyszne, że kiedy wróciłam po południu do domu z ośmiu zostały tylko trzy:). W smaku są bardzo delikatne z wyczuwalnym posmakiem serwatki i masła.


Maślane Supełki z Ricottą

Składniki:

Mąka pszenna typ 550      420 g
Serwatka                          200 ml
Ricotta                             60 g
Drożdże suche                  1 opakowanie
Masło   82%                    40 g   
Sól                                  1 łyżeczka
Cukier                             1 łyżeczka  
Mak  do obsypania bułeczek

W misce połączyłam  mąkę, drożdże, sól i cukier. Roztopiłam masło i połączyłam z serwatką otrzymując letni płyn który dodałam do sypkich składników na końcu dodałam Ricottę i przystąpiłam do najmilszej czynności czyli zagniatania. Bardzo lubię uczucie, kiedy różnorodne tekstury składników łączą się ze sobą, za sprawą siły moich dłoni, tworząc miękkie delikatne ciasto. Zawsze powtarzam, że żeby pieczywo się udało musimy mu dać maksimum miłości i czułości:) dlatego proces zagniatania ciasta zawsze wykonuję bardzo starannie. Oczywiście aby uzyskać idealną konsystencję ciasta czasem trzeba dodać odrobinę mąki lub płynu. Kiedy ciasto było gładkie, delikatne i idealnie odchodzące od dłoni a drobinki Ricotty prawie niewyczuwalne to znak, że trzeba mu dać odpocząć. Odstawiłam więc ciasto w spokojne i ciepłe miejsce. Po upływie około czterdziestu pięciu minut gdy pięknie wyrosło i podwoiło swoją objętość, przerwałam proces wyrastania i jeszcze raz intensywnie je przegniotłam a potem zostawiłam na kolejne trzy czwarte godziny. Gotowe ciasto uformowałam w długi wałek i podzieliłam na osiem równych części. Każdą z nich znów zamieniłam w wałeczek z który zawiązałam na supełek. Bułeczki ułożyłam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i włożyłam do piekarnika nagrzanego do temperatury pięćdziesięciu stopni Celsjusza aby bułeczki mocno wyrosły ale jeszcze się nie piekły. Wyrośnięte bułeczki pomalowałam wodą i obsypałam makiem a potem zwiększyłam temperaturę do dwustu stopni Celsjusza. Pieczenie trwało około pół godziny. Jak zawsze przy wypieku pieczywa zachowałam swoje dwie żelazne zasady wyłączony termoobieg i miseczka z wodą włożona na dno piekarnika wszystko po to aby choć trochę imitować warunki jakie panują w prawdziwym piecu chlebowym.





      

niedziela, 1 czerwca 2014

Placuszki jogurtowe

Niedzielne poranki w naszym domu są zazwyczaj pozbawione pośpiechu jaki towarzyszy nam w tygodniu. Jest czas na to aby celebrować śniadanie i cieszyć się leniwie mijającymi rannymi chwilami. Ponieważ dziś Dzień Dziecka wymyśliłam, że śniadanie będzie początkiem pysznego dnia pełnego atrakcyjnych kolorowych potraw, które uwielbiają dzieci. Przy okazji chciałam sprawić frajdę też sobie i Michałowi bo przecież w każdym dorosłym drzemie uśpione dziecko.
Nie byłabym sobą gdybym nie wykorzystała tego co przez piątek i sobotę produkowałam w naszej pełnej pukpuków kuchni. Tak więc, domowy świeżutki jogurt i ser Ricotta musiały mieć swoje miejsce w naszym śniadaniu. Do tego trochę owoców, wiejskie jajka, mąka i otręby orkiszowe i śniadanie prawie gotowe.


Placuszki Jogurtowe

Składniki:

Jajka                              2 szt
Jogurt Naturalny             2 szklanki   Ja oczywiście użyłam tego własnej produkcji. Przepis znajdziecie tu
Mąka pszenna typ 550   2 szklanki
Banany                           2 sztuki      Idealnie do tych placków nadają się bardzo dojrzałe banany z lekką brązową skórką.
Otręby orkiszowe          2 łyżki
Cynamon, Sól, Cukier z prawdziwą wanilią  do smaku

Dodatki:
Świeże owoce     Borówki, Maliny, Truskawki, Gruszki lub inne które lubicie
Biały ser           W moim wypadku jest to oczywiście Ricotta którą sama zrobiłam. Przepis a nią znajdziecie tu
Jogurt naturalny  Oczywiście najlepiej własnej produkcji
Miód              Mój ulubiony ostatnio to miód gryczany ma charakterystyczny smak i ciemno złoty kolor.


Składniki na placki należy połączyć tak jak na ciasto naleśnikowe. Dodać rozgniecione banany i doprawić do smaku. Można dodać też odrobinę proszku do pieczenia żaby placuszki były pulchne. Ja staram się go unikać więc zrobiłam bez. Jeśli chodzi o smażenie to można tradycyjnie smażyć na oleju. Ja nie chciałam aby placki ociekały tłuszczem więc smażyłam je właściwie na suchej patelni jedynie delikatnie ją natłuszczając.
Ciepłe placuszki podjemy z dodatkami. Można je umieścić w miseczkach i pozwolić dzieciakom tworzyć własne kompozycje to świetna zabawa:)



wtorek, 27 maja 2014

Bułeczki drożdżowe z Ricottą i rabarbarem

 Tak jak obiecałam, dziś uraczę Was przepisem w którym wykorzystałam moją domową Ricottę. Smak tego serka bardzo pobudził moją wyobraźnię kulinarną i urodziło mi się kilka fajnych pomysłów na wykorzystanie serka z serwatki. Musiałam się śpieszyć z ich realizacją bo Ricotta wyszła tak pyszna, że po prostu zjedlibyśmy ją na śniadanie a nie chciałam czekać do kolejnego razu kiedy będę ją robić.
Ricotta idealnie pasuje do wszelkich słodkości więc od razu wpadłam na pomysł bułeczek drożdżowych. Przy okazji postanowiłam, że ciasto na bułeczki zrobię na bazie serwatki  której mam przecież naprawdę litry w lodówce. Do tego wszystkiego doszła moją chętka na kwaskowy rabarbar za którym przepadam i miałam na niego ochotę od kilku dni. W ten właśnie sposób krok po kroku urodził się przepis na bułeczki drożdżowe z Ricottą i rabarbarem. Upiekłam wczoraj po południu tuzin a dziś zostało ich tylko trzy więc wypiek uznaję za udany:)

Bułeczki Drożdżowe z Ricottą i rabarbarem

Składniki:

Na ciasto drożdżowe
Mąka pszenna typ 550     750 g
Serwatka                        250 ml   Jeśli nie macie serwatki możecie użyć mleka
Masło 82%                      120g
Jajka                                2 szt
Cukier                              2 łyżki
Cukier z wanilią                1 torebka
Drożdże suche                 16 g

Na nadzienie:
Rabarbar                          2 łodygi
Ser Ricotta                       200 g        Ja użyłam mojej domowej na którą przepis znajdziecie tu. Oczywiście możecie ją zastąpić taką kupioną w sklepie
Cukier                             2 łyżki

Pracę rozpoczynamy od zagniecenia ciasta. Najpierw łączymy mąkę, suche drożdże i cukier a potem dodajemy jajka i roztopione masło i serwatkę. Ja do jeszcze bardzo ciepłego masła wlałam zimną serwatkę uzyskując w ten sposób lekko ciepły płyn a jak wiadomo drożdże lubią ciepełko. Z połączonych składników należy zgnieść miękkie i elastyczne ciasto. Dobrze jest je trochę popieścić i zagniatać dosyć długo żeby było naprawdę miękkie i pulchne. Ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe, nieprzewiewne miejsce aby wyrosło ( musi podwoić swoją objętość). Kiedy ciasto sobie wyrasta obieramy rabarbar ( idealnie do tego nadaje się obieraczka do warzyw) tak aby pozbyć się twardych włókien i kroimy w plasterki. Następnie umieszczamy go w miseczce i zasypujemy cukrem.
Z wyrośniętego ciasta formujemy bułeczki ( mi wyszedł tuzin), które układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia pamiętając aby zachować pomiędzy nimi odstęp bo przecież muszą pięknie wyrosnąć. Na środku każdej bułeczki dwoma palcami  formujemy zagłębienie, które wypełniamy serkiem Ricotta. Na wierzchu każdej bułeczki układamy rabarbar. I tu mała dygresja. Posłodzony wcześniej rabarbar puści sok i powstanie słodko- kwaśny syrop, który można rozrobić z w wodą uzyskując genialny napój. Tak przygotowanym bułeczkom dajemy chwilkę aby troszkę wyrosły i wkładamy do nagrzanego do 160 stopni Celsjusza piekarnika. Mój piekarnik upiekł bułeczki w około dwadzieścia pięć minut ale pamiętajcie, że każdy sprzęt piecze odrobinę inaczej i zawsze kontrolujcie proces pieczenia.
Zapach pieczonych bułeczek wypełnił całe mieszkanie i pomimo iż za oknem szalała burza a deszcz lał się strumieniami w naszej pukpukowej kuchni było wczoraj ciepło, przytulnie i naprawdę pysznie:).






poniedziałek, 26 maja 2014

Serek z serwatki czyli włoska Ricotta

Weekend minął  nam pod znakiem pikników i zabaw na powietrzu. Było nawet ognisko i pieczenie kiełbasek. W między czasie w naszej pukpukowej kuchni  trwały intensywne prace gdyż w piątek dostałam świeżą dostawę mleka. Oczywiście tradycyjnie robiłam biały ser i twarożek. Postanowiłam też zacząć wykorzystywać serwatkę, której przy produkcji sera wytwarza się bardzo dużo. Nie lubię marnotrawienia cennych składników a serwatka jest naprawdę bogata w cenne białka, które mają pozytywny wpływ na nasz organizm.  Działa pozytywnie na błonę śluzową żołądka, ma działanie antywirusowe, antybakteryjne i przeciwgrzybiczne. Wspomaga gojenie ran oraz pomaga regulować poziom insuliny. Ponadto świetnie działa na skórę. Żal więc pozbywać się tak cennego płynu. Ja w upały bardzo lubię po prostu pić mocno schłodzoną serwatkę bo świetnie gasi pragnienie ale po przetworzeniu piętnastu litrów mleka zostaje jej naprawdę dużo.
Postanowiłam więc wykorzystać serwatkę do zrobienia sera serwatkowego, który jest pyszny, delikatny i lekko śmietankowy. Zapewne dość trywialna nazwa ser serwatkowy nie brzmi zbyt apetycznie ale co powiecie na włosko brzmiącą Ricottę?Bo właśnie Ricotta to ser, który wytwarza się z serwatki i mleka a ściśle rzecz ujmując z przegotowanej serwatki. Ricotta jest rewelacyjnym dodatkiem do deserów i ciast ale też dań wytrawnych. Świetnie się sprawdza również jako śniadaniowy dodatek. Tak więc do dzieła! Robimy Ricottę!
Serek Ricotta

Składniki:
Serwatka pozostała z produkcji sera białego z 5 l mleka
Mleko nie pasteryzowane   1,5-2 l
Ocet winny                   1/3 szklanki

W dużym garnku umieszczamy serwatkę i mleko i podgrzewamy do temperatury trzydziestu ośmiu stopni Celsjusza. Płyn należy utrzymać w tej temperaturze przez godzinę. Nie jest to trudne kiedy jest upał bo wystarczy garnek ustawić w ciepłym miejscu i poczekać. W chłodne dni polecam piekarnik ustawiony na czterdzieści stopni albo po prostu umieszczenie garnka pod poduszkami:). Po godzinie nasz płyn należy ponownie podgrzać, tym razem do temperatury dziewięćdziesięciu pięciu stopni Celsjusza. Musi być wrzący ale nie możemy go zagotować. Do gorącego płynu wlewamy ocet cały czas mieszając i utrzymujemy w tej temperaturze przez około pięć minut cały czas mieszając. Wszelkie trudności już za nami. Teraz pozostaje tylko ostudzić płyn i umieścić garnek na jakieś dziesięć godzin w lodówce. Po tym czasie odcedzić serek przez ściereczkę, gazę lub pieluchę tetrową i pozostawić aby swobodnie odciekł. 
Serek jest wyśmienity i o niebo lepszy niż kupna Ricotta. Polecam!

Ps. Pyszne przepisy z wykorzystaniem domowej Ricotty i serwatki już wkrótce :)

niedziela, 18 maja 2014

Twarożek śmietankowy

Przy ostatniej produkcji białego sera postanowiłam trochę poeksperymentować i zrobić twarożek śmietankowy który jest gładki, kremowy i delikatnie puszysty, idealny do rozsmarowania na kanapkę.
Postępowałam jak zawsze kiedy robię biały ser. Będąc na etapie odcedzania zebrałam trochę sera i dołożyłam dwie łyżki śmietany, którą wcześniej zebrałam z mleka nastawionego na zsiadłe. Potem wszystko dokładnie potraktowałam blenderem. Twarożek przełożyłam do miseczki i odstawiłam do lodówki. Wyszedł naprawdę pyszny kremowy i wilgotny. Jeżeli lubicie twarożek ze słodkimi dodatkami to ten świetnie się komponuje np. z moją ulubioną konfiturą z figi. 
Po spróbowaniu tego serka przyszły mi do głowy oczywiście naleśniki i urodził mi się w głowie pewien pyszny plan. Ale o tym więcej już wkrótce...




piątek, 16 maja 2014

Nabiałowego szaleństwa ciąg dalszy czyli o tym jak w domu zrobić jogurt

 Pisząc post o białym serze siedziałam wsparta o poduszki pod którymi spoczywał garnek z jogurtem. Muszę przyznać, że było mi całkiem wygodnie tylko moja lepsza połowa patrzyła na mnie jak na wariata bo kto to słyszał żeby robić jogurt pod poduszką. Po prostu zdecydowałam się zrobić go typowo babciną metodą. Żebyście zrozumieli co robił garnek pod poduszkami, które miałam pod plecami muszę zacząć od samego początku.


Jogurt Naturalny:

Składniki:

Mleko 1 l  w tym miejscu zaznaczę, że wszystkie swoje produkty nabiałowe robię z wiejskiego świeżego mleka. W sieci znalazłam informacje, że zarówno ser jak i jogurt czy kefir można zrobić z mleka sklepowego ale nie praktykowałam więc nie jestem w stanie powiedzieć jak ten proces wygląda i czy efekt smakowy jest równie dobry.

Jogurt naturalny 150 ml  Jogurt jest potrzebny aby zaszczepić w mleku  bakterie, które najkrócej mówiąc rozmnożą się w nim i zamienią je w jogurt. Bardzo ważna jest jego jakość więc sprawdźcie dokładnie jego skład. W idealnym jogurcie powinno być tylko mleko i bakterie żadnych żelatyn, gum guar i tym podobnych cudów. 


A więc, aby zrobić jogurt w domu nie trzeba właściwie wiele zachodu ani zbyt wielu składników ba nie trzeba nawet za wiele się namęczyć. Wiem, że istnieją specjalne maszynki, które robią jogurt w domu ale naprawdę można się bez nich obyć. Wystarczy dobre, krowie mleko najlepiej od sprawdzonego gospodarza. Ja swoje odstawiłam na trochę i ściągnęłam  z niego śmietanę, aby nie było zbyt tłuste, a następnie zagotowałam i odstawiłam do przestudzenia. Kiedy mleko miało czterdzieści stopni Celsjusza dodałam do niego kubek jogurtu zamieszałam i odstawiłam na około pięć godzin. W tym miejscu wyjaśni się historia z poduszkami:) Otóż bakterie lubią ciepełko ale nie mogą mieć zbyt gorąco bo zginą. Idealna temperatura to czterdzieści -czterdzieści dwa stopnie Celsjusza. Można więc jogurt włożyć do piekarnika, który będziemy utrzymywać przez cały czas w odpowiedniej temperaturze choć to trochę nie ekonomiczne. Zimą dobrym miejscem będą okolice ciepłego kaloryfera. Natomiast w maju najpraktyczniejszą i najbardziej ekonomiczną opcją jest zawinąć garnek w koc i włożyć pod poduchy. Moja babcia zawsze wszystkie garnki, które miały utrzymać ciepło wkładała pod pierzynę ale jako, że o pierzynę teraz trudno wystarczy koc, poduchy lub ciepła kołdra. Czas produkcji jogurtu to około cztery do nawet ośmiu godzin. Generalnie im dłużej będziecie go trzymać w ciepełku tym będzie kwaśniejszy. Mój po pięciu godzinach miał wyraźnie oddzielające się od serwatki skrzepy więc go odcedziłam przez pieluchę, przełożyłam do słoika i odstawiłam na noc do lodówki. 
To jaką konsystencję będzie miał jogurt zależy od tego jak mocno go odsączycie od serwatki. Jeśli chcecie żeby był gładki i aksamitny możecie go  krótko przemieszać mikserem. A jeśli lubicie jogurt pitny zachowajcie serwatkę. Można ją potem połączyć z jogurtem aby otrzymać jogurt pitny lub pyszny koktajl. Wystarczy zmiksować własny jogurt z serwatką i ulubionymi owocami aby uzyskać wspaniały pyszny jogurt owocowy.  U nas rządzi obecnie oczywiście truskawkowy ale możecie popuścić wodze fantazji, możliwości są nieograniczone.



Ps. Kiedy już macie zrobiony własny jogurt i chcecie regularnie produkować kolejne porcje wystarczy do nowej partii dodać odrobinę tego z poprzedniej.

niedziela, 11 maja 2014

Mleczne wariacje czyli jak w domu zrobić biały ser.

Mleko zsiadłe i śmietana zebrana na wierzchu
Pamiętam z dzieciństwa smak ciepłego,tłustego pachnącego oborą mleka. Jako mała dziewczynka uwielbiałam chodzić z ciocią po mleko. Wyprawy te były jedną z niezapomnianych wakacyjnych  atrakcji. Wypijałam mleko duszkiem z półlitrowego emaliowanego kubka ku uciesze zaprzyjaźnionej gospodyni, która się cieszyła że miastowemu dziecku tak smakuje i nigdy nie pozwoliła sobie za wypite mleko zapłacić. Wracałam potem do domu babci z napełnionym brzuchem i kanką pełną świeżutkiego, białego mleka uważając aby nie potknąć się na kocich łbach i nie rozlać pysznego białego płynu. To czego nie wypiłam babcia nastawiała na zsiadłe mleko, które doskonale orzeźwiało w upalne letnie dni no i można było z niego zrobić ser.
Czas nie zatarł tych wspomnień i choć mleko bardzo lubię to kupne, sklepowe nie ma w sobie nic z tego tak głęboko zachowanego w mojej głowie smaku do którego po prostu tęskniłam. Jakiś czas temu wspomniałam mojemu Michałowi, o tym że takie dobre wiejskie mleko byłoby idealne na ser a, że jeśli chodzi o dobrej jakości tradycyjne produkty to mój mąż znajdzie wszystko to po kilku tygodniach dostawy wiejskiego mleka zaczęły pojawiać się regularnie. No i właśnie w piątek dotarła kolejna porcja i to w ilości hurtowej dziesięć litrów pysznego, tłustego mleka z porannego udoju dotarło do mnie po południu. I ten smak! Dokładnie taki jaki pamiętam z dzieciństwa. Co zrobić z taką ilością mleka pomyślicie? Otóż, jest niedzielny wieczór a z dziecięciu litrów został jeden i to nie cały. Zrobiłam biały ser, śmietanę i masło a pod moimi plecami zawinięty koc i przykryty poduchami produkuje się jogurt. Oczywiście, solidną ilość po prostu wypiliśmy a Martynka za każdym razem kiedy dostaje szklankę wiejskiego mleka mówi:
- Dziękuję Ci Krówko!
Wiem, że temat produkcji sera jest rozległy i pasjonaci tego tematu mają różne metody, tajemne zasady i zawikłane procedury. Ja robię ser w prosty sposób taki jaki widziałam jako dziecko. Nastawiam w emaliowanym garnku mleko aby się zsiadło, potem zbieram śmietanę (można z niej zrobić masło) a garnek wstawiam na mały ogień. Miałam problem z uzyskaniem odpowiedniej konsystencji sera. Zbyt długo podgrzewany jest potem twardy,suchy i się kruszy. Metodą prób i błędów doszłam do tego iż najlepsza konsystencję osiągam podgrzewając zsiadłe mleko do temperatury czterdziestu stopni Celsjusza (tu przyda się termometr gastronomiczny lub wędzarniczy). Musi być widać skrzepy sera i oddzielającą się od niego serwatkę a całość musi być ciepła na tyle abyśmy po włożeniu do środka palca czuli ciepło ale się nie oparzyli. Następnie należy odcedzić ser od serwatki. Można do tego użyć, sitka, gazy ale najlepsza jest tetrowa pielucha. Ja po odcedzeniu sera od serwatki zawiązuję pieluchę sznurkiem i wieszam ser tak żeby sobie powoli odciekł z resztek serwatki. Nie zdziwcie się bo serwatki będzie bardzo dużo. Ja sobie zawsze pewną jej ilość zostawiam bo lubię pić ją zimną albo wykorzystać jako dodatek do pieczenia chleba. No i  aby uzyskać konkretną ilość sera trzeba wykorzystać dużo mleka ale naprawdę warto bo zjada się go w tempie błyskawicznym.
Osobną kwestią jest smak sera. Każdy ma w tej gestii swoje upodobania. Jedni wolą delikatny w smaku, inni bardziej kwaśny. Zasada jest taka, że im dłużej będziemy trzymać mleko na zsiadłe, tym kwaśniejszy ser uzyskamy. Ja zazwyczaj nastawiam mleko na zsiadłe i po około dobie robię ser. Jest wtedy kremowy, śmietankowy i delikatny w smaku. 
Poza walorami smakowymi, jedząc dobrej jakości biały ser dostarczmy naszemu organizmowi wielu cennych składników:
Witaminy i kwas foliowy – twaróg zawiera witaminy A, D3, E, B2, B6 i B12, które wpływają na nasz wzrok, stan kości i zębów oraz istotnie zapobiegają miażdżycy i opóźniają procesy starzenia.
Wapń – Reguluje procesy trawienia i jest głównym budulcem kości. Zapobiega też powstawaniu otyłości, cukrzycy, nadciśnieniu, miażdżycy oraz nowotworów – zwłaszcza przewodu pokarmowego.
Tłuszcz mlekowy – Chroni wątrobę ograniczając syntezę cholesterolu i trójglicerydów, przez co  zapobiega ciężkim nowotworom przewodu pokarmowego.
Białko – Zawarte w nim peptydy regulują wydzielanie insuliny, stymulującej układ immunologiczny. Białko mleczne jest składnikiem niezbędnym do budowy mózgu u dzieci.
Tak więc jedzcie twaróg na zdrowie! 


 Ps.Z uzyskanej śmietany zrobiłam też masło metodą na szybko po prostu zebrałam śmietanę do słoika który potem zakręciłam i dałam Michałowi do energicznego potrząsania. Po piętnastu minutach masło było gotowe. Można też oszczędzić sobie wysiłku i wykorzystać mikser przepis na masło  robione mikserem znajdziecie tu.


Masło



środa, 16 kwietnia 2014

Chleb z czarnuszką pieczony "na oko"

Czasem tak mam, że przychodzi mi chęć na upieczenie chleba ale nie mam ochoty korzystać ze sprawdzonych receptur tylko improwizuję. Czasami takie wariacje stają się punktem wyjściowym do udoskonalania i pracy nad przepisem i wymaga to czasu i prób. Bywa też tak, że udaje się za pierwszym razem i niczego nie trzeba dopracowywać. Tak było ostatnio z chlebem, który upiekłam od tak, między innymi zajęciami domowymi. Fakt, chleb jest na zakwasie więc wymagał czasu ale przyznam szczerze, że nie napracowałam się przy nim zbytnio. Jeśli zaczynacie swoją przygodę z pieczeniem chleba na zakwasie to warto wypróbować ten przepis.

Chleb  z czarnuszką

Składniki:

Na zaczyn:

Zakwas prowadzony na mące żytniej  1/2 szklanki
Mąka pszenna typ 450 4 łyżki
Woda przegotowana   tyle aby uzyskać odpowiednią konsystencję zaczynu

Na ciasto chlebowe:

 Mąka pszenna   500 g
 Serwatka          250 ml    Robiłam biały ser z niepasteryzowanego mleka krowiego i została mi serwatka którą wykorzystałam do chleba ale z powodzeniem możecie użyć mleka, maślanki lub po prostu wody.
Sól 1 łyzeczka
Cukier 1 łyżeczka
Czarnuszka   Możecie nie kojarzyć tej przyprawy ja odkryłam ją przy okazji jakiejś lektury na temat pieczenia chleba. Kiedyś ta przyprawa była bardzo popularnym dodatkiem do pieczywa właśnie. Ma wiele właściwości pro zdrowotnych. Więcej informacji o czarnuszce znajdziecie tu.


Przygotowanie chleba należy zacząć od zaczynu. Mieszamy składniki tak aby utworzyły gęstą, jednolita masę i odstawiamy na około cztery godziny w ciepłe, nieprzewiewne miejsce. Zaczyn musi wyrosnąć i co najmniej podwoić swoją objętość.
Do wyrośniętego zaczynu dodajemy wszystkie składniki na ciasto chlebowe. Mieszamy drewnianą łyżką. Moje ciasto było dość kleiste i ciągnące, Przełożyłam je do wysmarowanych oliwą foremek keksowych zostawiając miejsce na wyrośnięcie ciasta. Formy przykryłam ściereczką i odstawiłam na noc ( jakieś siedem godzin). 
Rano wstałam skoro świt i ustawiłam piekarnik na sto osiemdziesiąt stopni Celsjusza. Na dnie piekarnika umieściłam metalową miseczkę z wodą. Chleb piekłam przez około czterdzieści minut.
Po wyjęciu przepędzlowałam wierzch wodą i wyjęłam jeszcze gorący chleb z formy. Odstawiłam chleb na kratkę do wystygnięcia. Chleb udał się wyśmienicie jest lekko wilgotny, o wyczuwalnym aromacie czarnuszki która dodaje mu niecodziennego charakteru.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Bułeczki włoskie

Poranek przywitał mnie dziś szarą, deszczową aurą. Niezbyt mobilizująca pogoda do tego co sobie na dziś zaplanowałam. Pukpukowa kuchnia miała dziś przeżywać istną burzę, a ja najchętniej przewróciła bym się się na drugi boczek i spała skulona pod kołderką. Oczywiście marzenia o błogim lenistwie bardzo szybko odpędziło tuptanie Martynki, która wpadła do sypialni budząc przy tym Karolcię. Dzień rozpoczął się na dobre, nabrał swojego zwyczajnego rytmu a ja na dobre zapomniałam o trudnej pobudce. 
Co sobie zaplanowałam wykonać muszę bo dziś w naszym domu święto. Michał obchodzi imieniny musi więc być uroczyście także pod względem kulinarnym. Jak zawsze przy takich okazjach musi być ciasto i pyszne jedzenie a jak już się rozkręciłam na dobre to z rozpędu przygotowałam jeszcze aromatyczne włoskie bułeczki z nuta oregano, czosnkiem i suszonymi pomidorami. Dziś w mojej kuchni unosi się zapach włoskich pyszności wymieszany z aromatem likieru amaretto którego dodałam do ciasta. Mam nadzieję, że wszystko się uda i będzie smakowicie i rodzinnie.
A bułeczki wyszły pierwsza klasa bo oczywiście nie mogłam się oprzeć i pierwszą zjadłam jeszcze cieplutką:)

Bułeczki włoskie
Mąka typ 550       500 g
Drożdze suche      7 g  czyli jedno opakowanie
Sól                     1 łyżeczka
Cukier                 1 łyżeczka
Mleko 2%           250 ml
Oliwa                  3 łyżki   może być z oliwek jeśli lubicie
Oregano suszone, natka pietruszki, papryka słodka w proszku  do smaku
Czosnek             3 duże ząbki  oczywiście jeśli nie przepadacie za czosnkiem możecie dać go mniej lub zrezygnować z tego dodatku
Suszone pomidory  30g

Mąkę przesiewamy przez sito i łączymy z drożdżami, solą i cukrem  dodajemy przyprawy oraz posiekane drobno suszone pomidory i czosnek. Łączymy wszystko z letnim mlekiem i oliwą i zagniatamy do momentu uzyskania gładkiego, elastycznego ciasta, które łatwo odchodzi od dłoni. W razie potrzeby dodajemy odrobinę mąki lub mleka. Ciasto odstawiamy w ciepłe, nieprzewiewne miejsce do wyrośnięcia. Wyrośnięte ciasto lekko przegniatamy formujemy je na kształt wałka i dzielimy na równe części. Ja zrobiłam siedem podłużnych bułeczek ale ich kształt i wielkość zależy tylko i wyłącznie od waszej wyobraźni. Bułeczki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiamy do piekarnika który ma temperaturę 50 stopni Celsjusza, pozwoli im to pięknie wyrosnąć. Po około 10 minutach, pędzlujemy wyrośnięte bułeczki wodą i zwiększamy temperaturę piekarnika do 200 stopni Celsjusza. Mój piekarnik potrzebował 12 minut aby upiec złote bułeczki o chrupiącej skórce ale kontrolujcie czas pieczenia bo każdy piekarnik piecze inaczej.
Bułeczki gotowe pyszne i  naprawdę doskonałe jako południowa przekąska. Mam nadzieję, że zachwycą moich bliskich podczas wieczornej imieninowej kolacji. Planuje do nich
 podać masełko czosnkowo- pietruszkowe


piątek, 4 kwietnia 2014

Wędliny domowe bez wędzenia część 2. Drobiowa wędlina miodowa

- Mamo! Mamo! Chcę kanapkę z dobrą wędlinką!- To zdanie słyszę właściwie codziennie. Martynka jest bardzo rezolutną trzylatką i doskonale wie co jej smakuje. Dlatego wcale nie jest tak łatwo sprostać zadaniu, niby banalnemu, kanapce z wędliną. Jak większość dzieci, moja Martynka gustuje w wędlinach drobiowych oraz tych ze schabu czyli raczej delikatnych w smaku. Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy wędliny drobiowej nie robili sami w domu. W tej materii bardzo dużo eksperymentowaliśmy kiedy urodziła się Martynka. Jako mama karmiąca piersią, w pierwszych miesiącach po porodzie bardzo uważałam na to co jem. Kupne wędliny nie budziły mojego zaufania więc Michał zaczął robić je w domu. Naturalne było to, że kiedy Martynka podrosła na tyle aby jej dietę rozszerzyć o wędlinę, to w pierwszej kolejności dostała to co dobre i sprawdzone, czyli wędlinkę naszej domowej produkcji. Tak już zostało. Do dziś dzieciaki wcinają naszą wędlinę drobiową ze smakiem. Ostatnio Karolcia ściągnęła mi dwa solidne plasterki z kanapki i zajadała aż miło było popatrzeć. 
Z myślą o dzieciach zaczęliśmy robić wędlinę drobiową z nutką miodu. Jest ona naprawdę szybka i łatwa w wykonaniu a przede wszystkim jej delikatny smak  pasuje dziewczynkom. Nie wspominając już o tym, że mam pewność iż moje dzieci jedzą to co najlepsze.
Miodowa wędlina drobiowa

Filet z udźca kurczaka 1300 g
Pierś z indyka            1000 g
Pierś z kurczaka         750  g
Podaję ilości mięsa jakich użyliśmy przy produkcji wędliny 
Sól lub peklosól          16 g/ 1 kg
Mąka ziemniaczana    20 g/ 1 kg
Żelatyna                    20 g/ 1 kg My używamy żelatyny wieprzowej 240 BLOOM która jest mocniejsza od tradycyjnej sklepowej.
Przyprawa do szynki drobiowej 7g/ 1kg
Miód  1 łyżka stołowa
Cukier  5 g/ 1 kg
Lód   około 5% ilości mięsa 
Woda około 5% ilości mięsa
Osłonka barierowa

Pracę rozpoczynamy od pokrojenia piersi z indyka i kurczaka w kostkę. Filet z udźca kurczaka rozdrabniamy najdrobniej jak to jest możliwe mieląc je w maszynce do mielenia mięsa lub rozdrabniając blenderem o dużej mocy dodając stopniowo lód. Mięso mieszamy ze sobą. Wszystkie przyprawy rozrabiamy w niewielkiej ilości wody (w tym przypadku ok 150ml) i dokładnie łączymy z mięsem. 
Powstałą masą napełniamy jak najciaśniej wcześniej przygotowaną osłonkę tak aby utworzyły się batony takiej wielkości jaką sobie założyliśmy. Końce batonów związujemy przędzą wędzarniczą i odstawiamy na około dwanaście godzin do lodówki. Po upływie tego czasu batony należy parzyć w wodzie o temperaturze siedemdziesięciu stopni Celsjusza. Czas parzenia jest uzależniony wielkości przekroju osłonki. W tym wypadku parzyliśmy wędlinę około półtorej godziny. Następnie odstawiamy w chłodne miejsce do całkowitego wystudzenia.
Proste, Prawda? Gwarantuję, że nie będziecie się mogli doczekać efektu końcowego. Aby było jeszcze pyszniej proponuję abyście czas oczekiwania na wędlinę możecie sobie umilić pieczeniem bułeczek idealnych do pysznych kanapek  np, według przepisu Bułeczki bardzo poranne. Zdaje się, właśnie zdradziłam Wam moje dwie żelazne składniki idealnej kanapki domowe bułeczki  oraz domowa wędlina i jest pysznie:)!

sobota, 22 lutego 2014

Ekspresowe parówki drobiowe

Większość dzieciaków uwielbia parówki, moje nie są wyjątkiem. Zawsze kiedy przychodzi do kupna parówek mamy z tym problem, bo co tu wybrać? O tym, że parówki robione są z najgorszych odpadów wiedzą wszyscy więc producenci zachęcają obiecując wysoką jakość, mamią hasłami że ich parówki są zdrowe, pyszne i bezpieczne dla dzieci. Zawsze uważnie czytamy z Michałem etykiety i niestety trudno jest kupić takie parówki które będą smaczne i dobrej jakości.
Parówki Drobiowe
W tej sytuacji nie mogło stać się inaczej. Któregoś dnia, już kilka lat temu, Michał oznajmił, że zrobi parówki sam. Wydało mi się to szalonym pomysłem, bo nie wyobrażałam sobie jak można uzyskać zadowalający efekt w warunkach domowych. Jednak udało się i to za pierwszym razem. Co prawda przez te kilka lat przepis był udoskonalany bo np. próbowaliśmy wędzić parówki, ale zdecydowanie smaczniejsze są po prostu parzone. Dziś jestem gotowa by z czystym sumieniem podzielić się z Wami przepisem na parówki drobiowe, które przy odrobinie chęci i zaopatrzeniu się w artykuły masarskie można z powodzeniem zrobić w domu. 
Parówki zrobione w domu różnią się znacząco tylko jedną rzeczą od tych sklepowych a mianowicie, czuć że są z mięsa:) i naprawdę z czystym sumieniem można je podawać dzieciom. Zajada je z powodzeniem nawet Karolcia, która dziś skończyła 14 miesięcy:). Oczywiście jeśli je robimy to w większych ilościach ale zawsze znajdą się na nie chętni  wśród rodziny i przyjaciół a nadmiar można z powodzeniem zamrozić.
Nadziewanie

Ekspresowe Parówki Drobiowe

Składniki:

Filet z uda indyka   2130 g
Pierś z kurczaka 560 g    
Filet z udka kurczaka 1250 g
Podaję w przepisie taką ilość mięsa jakiej faktycznie użyliśmy przy produkcji parówek. Ważne jest aby zachować proporcje pomiędzy mięsem,lodem i dodatkami ( lód stanowi ok 10% ilości mięsa)
Lód 200 g do mielenia a potem 200 g do kutrowania. 
Peklosól 16 g/1 kg mięsa
Cukier ( Glukoza) 4 g/1 kg mięsa
Mąka ziemniaczana 10 g/ 1kg mięsa
Przyprawa do Parówek Wiedeńskich 11 g/ 1kg
Osłonka kolagenowa lub celulozowa 




Sama produkcja parówek jest właściwie oparta na dokładnym rozdrobnieniu mięsa tak aby uzyskać jak najbardziej gładką masę. W warunkach domowych bez posiadania specjalnych urządzeń, jest to największa część pracy jaką należy wykonać. Mięso mielimy najpierw maszynką do mielenia mięsa dwukrotnie na sitku 4 mm lub po prostu najmniejszym jakie posiadacie. Do pierwszego i drugiego mielenia dodajemy lód po 25% całej ilości lodu (czyli w naszym wypadku dwa razy po 100g). Uzyskaną masę kutrujemy na gładko. W warunkach domowych najlepiej sprawdza się blender o dużej mocy. Całą masę kutrowaliśmy dodając do niej stopniowo pozostałe 50% ilości lodu ( w naszym wypadku 200g).
Parówki przed sparzeniem
Kiedy masa jest idealnie gładka czas na doprawianie. Najlepiej jest rozprowadzić przyprawy (peklosól, cukier, mąka ziemniaczana, przyprawa do parówek) w niewielkiej ilości wody (my użyliśmy ok 50 ml). Aby przyprawy dokładnie się połączyły z wodą mieszamy je mikserem na niskich obrotach. Otrzymaną emulsję łączymy z masą mięsną dokładnie mieszając. Aby uzyskać równomiernie wymieszaną masę i dobrze połączyć ją z dodatkami, trzeba się ubrudzić:) i najlepiej to zrobić dłońmi.
Gotową masą napełniamy osłonki. Nie odstawiamy mięsa do peklowania i właśnie dlatego nazwałam nasze parówki ekspresowymi. Najlepiej tutaj sprawdzi się nadziewarka posiadająca  w wyposażeniu mały lejek. W nadziewarkę naprawdę warto się zaopatrzyć jeżeli chcecie w domu produkować kiełbaski, kaszanki i inne pyszności. Co jakiś czas okręcamy osłonkę tak aby otrzymać zgrabne paróweczki. Końce osłonki związujemy przędzą. Gotowe parówki należy sparzyć w temperaturze  około 75 stopni Celsjusza przez około 8-10 minut. I gotowe!!!
 Świeżo sparzone, jeszcze gorące:)
Nasza ostatnia produkcja parówek przeszła celująco testy smakowe naszych dziewczynek, które nie mogły się doczekać aż sparzone parówki ostygną na tyle by można było je jeść. Musze się przyznać, że choć amatorką parówek sklepowych nie jestem, te zjadam z przyjemnością. Są świetne na ciepło ale równie dobrze smakują zimne prosto z lodówki. Polecam!!!


wtorek, 4 lutego 2014

Masło czosnkowo- pietruszkowe.

 Zima za pasem... U mnie na Białołęce jest pięknie, biało i słonecznie. Co prawda mrozy dają w kość moim psom, które jak koty wylegują się na poduszkach a spacer jest dla nich smutną koniecznością. Są malutkie, szybko marzną a ogromne ilości śniegu na trawnikach skutecznie uniemożliwiają frajdę ze spaceru. Na dodatek chodniki posypane solą drażnią poduszki łapek a to żadna przyjemność spacerować na trzech łapach bo ciągle trzeba którąś podnosić z nieprzyjemnie drażniącego podłoża.
Za to dziewczynki są w raju. Martynka wprost uwielbia śnieg, sanki i dosłownie śnieżne kąpiele. Wskakiwanie po pas w śnieżne zaspy, robienie orłów na śniegu , zakopywanie się w nim to jest to! Karolcia dopiero uczy się tego wszystkiego i obserwuje wyczyny starszej siostry ale radość ze zjeżdżania na sankach z osiedlowej górki już poznała. Wszyscy pytają jak to jest, że nie chorujemy? Ani dzieci a ni my z Michałem. Odpowiadam zgodnie z tym w co wierzę, że to dzięki dużej porcji świeżego powietrza, co niektórzy rodzice nazywają hartowaniem, a ja po prostu  normalnymi codziennymi spacerami:). Z pewnością wpływ na naszą dobrą formę ma też dobry humor bo nawet w trudnych chwilach nie pozwalam sobie na marudzenie, narzekanie i biadolenie. No i oczywiście dobre jedzenie. Nie toleruję żadnych dziwnych diet i eliminowania z diety węglowodanów czy nabiału. Wszystkie składniki są potrzebne abyśmy mogli być zdrowi i silni. Dodatkowo lubię się wspomagać składnikami, które w naturalny sposób wspierają naszą odporność. Zawsze mam w domu duży słoik miodu i wianuszek dobrego polskiego czosnku.
Właśnie przepisem na pyszne masło czosnkowe chciałabym się z Wami dziś podzielić. Nie będę się rozpisywać o tym jak dobroczynne właściwości ma czosnek,bo każdy o tym wie. Natomiast chciałabym Wam pokazać jak można zmienić smak masła czosnkowego przy pomocy pietruszki i dodania do masła pieczonego czosnku. Masło tak przygotowane smakuje genialnie jako dodatek do kanapek i smakuje nawet tym, którzy za smakiem czosnku nie przepadają. Zatem do dzieła...

Masło czosnkowo-pietruszkowe

Składniki:

Masło 1 kostka  Idealnie byłoby gdybyście zrobili masło sami np wg mojego przepisu  który znajdziecie w poście Poszło jak po maśle Nie popełnicie jednak żadnego wykroczenia używając dobrej jakości gotowego masła.
Czosnek 1 główka   Ilość czosnku można sobie regulować w zależności od waszych upodobań. Ja jestem wielbicielką mocno czosnkowego masełka więc wykorzystałam całą główkę 
Natka pietruszki  1 pęczek
Sól  do smaku

Najważniejsze w tym przepisie jest przygotowanie czosnku. Oczywiście najłatwiej i najszybciej byłoby użyć surowych sprasowanych ząbków. Chciałabym Wam jednak zaproponować inną formę a mianowicie upieczenie czosnku. Do piekarnika trzeba włożyć całą główkę czosnku wraz z łupinami i upiec aż będzie miękka. Można to zrobić np przy okazji pieczenia mięsa lub ziemniaków do obiadu. Następnie trzeba wydobyć z główki czosnku jej wnętrze, czyli ząbki. Jest to bardzo proste, upieczone ząbki właściwie same wyskakują z łupin. Przygotowane w ten sposób ząbki czosnku mają znacznie  bardziej subtelny smak, są lekko słodkie i mocno aromatyczne. Czasami zdarza mi się jeść chleb własnie z takim upieczonym, rozgniecionym czosnkiem i pomidorem. Smakuje genialnie. Ale wróćmy do masełka... Jeśli mamy już upieczony i obrany czosnek to właściwie większość pracy z nami. Pozostaje tylko poszatkować liście natki pietruszki i połączyć z czosnkiem i masłem za pomocą blendera który rozdrobni czosnek. Masło doprawiamy do smaku solą. Gotowe masełko przekładamy do miseczki i możemy używać do smarowania kanapek albo jako dodatek do pieczonych ziemniaków w mundurkach. Przechowywane w lodówce będzie cieszyć nasze podniebienia przez kilka dni, choć muszę przyznać że z mojej lodówki znika w ekspresowym tempie






poniedziałek, 3 lutego 2014

Zima, śnieg i moje sposoby na uśmiech o poranku oraz sezamowe inspiracje

Wstaję rano, patrzę przez okno- sypie śnieg. Potem przypominam sobie ze dziś rusza remont ul. Głębockiej i cały objazd skierowany jest naszą ulicą. Myślę, będzie masakra,wszelkie zmotoryzowane formy transportu nie wchodzą w grę. Pakuje wiec dziewczyny w kombinezony narciarskie, wyciągam swoje śniegowce i ruszamy. Karola w swoim wózku który jak czołg pokonuje zaśnieżone chodniki zaspy, wreszcie łąki. Martyna trochę pieszo trochę na dostawce. Dwadzieścia minut szybkiego marszu i jesteśmy w przedszkolu. Rumianie, oprószone śniegiem i roześmiane bo całą drogę śpiewałyśmy zimowe piosenki. 
Wszyscy patrzą na nas jak na wariatki. Wreszcie Pani Woźna mówi: Ale Pan biedna w taką pogodę sama z dwójką dzieci przez te zaspy z wózkiem! Ale ja nie czuję się biedna, ba! czuję się wręcz szczęśliwa. Taki spacer o poranku genialnie budzi, ładuje akumulatory na cały dzień. Biedni są Ci, co stali godzinę w korku żeby dotrzeć do przedszkola:) W takich chwilach czuję, że jestem inna. Nie narzekam, nie zrzędzę. Każdy dzień biorę jaki jest i staram się wyciągnąć z niego jak najwięcej pozytywnej energii, zawsze szukam powodów do radości nie do narzekań.

Martynka odstawiona do przedszkola. Bawi się ze swoimi Motylkami:) A ja wracam do domu już spokojniejszym tempem, kontemplując piękne zimowe krajobrazy. Właśnie za to pokochałam Białołękę. Wystarczy wyjść z osiedlowej ulicy na łąki aby poczuć się jak na wsi. Cisza, spokój i piękne widoki. Idę, więc i jak zawsze układam w głowie plan dnia. Dziś od rana w mojej głowie, kołacze myśl o upieczeniu bułeczek, bo dawno tego nie robiłam. Przypominam sobie, że w szufladzie mam wielką torbę białego sezamu. Sezam i jego ciepły charakterystyczny lekko słodki smak bardzo mi pasuje do mojego dzisiejszego nastroju. Jestem w stanie błogiej ,niczym niezmąconej radości. Pewnie swoje robią endorfiny, które uderzyły mi do głowy po porannej dawce marszu. Sezam, sezam, sezam cały czas "chodzi mi po głowie". Będą więc dziś bułeczki z sezamem i to nie byle jakie bo rumiane i złote.
W domu czas na gorącą herbatę z cytryną i miodem i  beztroską zabawę z moim wszystkiego ciekawym roczniakiem. Karolcia jest tak podobna i tak inna od Martynki. Bardzo mnie to fascynuje. Są siostrami i czasem widzę bardzo duże podobieństwo w gestach, mimice twarzy ale usposobienie mają inne. Karolcia jest spokojniejsza i raczej jest obserwatorem Martynka zaś najpierw robi a potem myśli. Gusty kulinarne mają na szczęście podobne co więcej Karolcia domaga się bardzo mocno tego aby mieć na talerzu to samo co starsza siostra. Mam nadzieję, że domowe bułeczki zasmakują im obu:)


Złote bułeczki oprószone sezamem



Składniki:


350g mąki pszennej typ 650
150g mąki kukurydzianej   Mąka kukurydziana zapewni bułeczkom złoty kolor i delikatny smak
300ml mleka 2% Mleko powinno być letnie
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
1 łyżka oleju

Wykonanie bułeczek jest proste, jak zawsze. Łączymy wszystkie sypkie składniki i dodajemy letnie mleko oraz olej. Zagniatamy ciasto w razie potrzeby dodając odrobiny mąki lub mleka. Kiedy uzyskamy gładkie, elastyczne dobrze odchodzące od ręki ciasto należy dać mu wyrosnąć. Odstawiamy je więc w ciepłe nieprzewiewne miejsce i przykrywamy ściereczką. Czekamy aż ciasto podwoi swoją objętość a następnie przerywamy wyrastanie, przegniatając je raz jeszcze. Następnie czekamy aż ciasto znów wyrośnie. Wyrośnięte ciasto dzielimy na równe kuleczki z których formujemy bułeczki ( ich wielkość zależy od Waszych upodobań i potrzeb). Bułeczki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wkładamy do lekko ciepłego piekarnika ( ok 50 stopni Celsjusza) i czekamy aż bułeczki wyrosną. Wyrośnięte bułeczki oprószamy sezamem i podnosimy temperaturę piekarnika do 160 stopni Celsjusza. Pieczemy przez około 20 minut pamiętając, że każdy piekarnik ma swój charakter i potrzebuje nieco innego czasu pieczenia.




poniedziałek, 8 lipca 2013

Śniadanie jedz jak Król...

"Śniadanie jedz jak Król, obiad jak Książe a kolację jak Żebrak" - zwykł mawiać mój tato kiedy w soboty rano, przyrządzał dla całej rodziny pyszne śniadanie. Pamiętam, że uwielbiałam jak gotował i patrzyłam zafascynowana na to jak krzątał się po kuchni. Czy był dobrym kucharzem? Tego Wam nie powiem bo niestety nie pamiętam. Wiem, że utkwiły mi w pamięci naleśniki z białym serem polane roztopioną czekoladą i duszona cebula z różnymi mięsnymi dodatkami w jego wykonaniu. Tato zmarł kiedy wchodziłam w okres dojrzewania i do dziś mi naprawdę go brak. Nie wiem jakim byłabym człowiekiem gdyby żył ale staram się być takim człowiekiem z jakiego byłby dumny mój Tato. Zapewne moje kuchenne szaleństwa to w dużej mierze zasługa obserwowania taty w kuchni.  Uwielbiał on eksperymentować i nic nie robił ściśle według przepisu i chyba mam to po nim bo mi też ciężko powtrzymać się od improwizacji podczas gotowania.
Tata lubił dobrze zjeść i  biesiadować przy stole. Pamiętam też, że czasami w nocy szeleściły papierki od cukierków bo tato lubił sobie podjeść  (to pewnie po nim mam słabość do słodyczy). A sobotnie śniadania były dla mnie zawsze świętem bo nikt się nie śpieszył do szkoły i pracy, mieliśmy czas aby byś razem. Tata panował wtedy w kuchni niepodzielnie, a ja czekałam z niecierpliwością aż przygotuje śniadanie. Najczęściej robił jajecznicę z różnymi dodatkami. Zostało mi to do dziś...
W naszym domu weekendowe śniadania też są świętem. To zupełnie naturalne, że lubimy usiąść przy stole i leniwie rozpocząć dzień od czegoś pysznego ale jednocześnie prostego. Śniadanie jedz jak Król...No właśnie w ostatnią sobotę jedliśmy jak Królowie. Przygotowania do śniadania zaczęły się wcześnie rano. Wróciłam z porannego spaceru z psami. Na zegarze było  kilka minut po szóstej. Karolcia już dokazywała więc nie było szans na wylegiwanie się w łóżku. Zaczęłam od przygotowania pieczywa, które byłoby idealne na królewskie śniadanie. Maślane rogaliki śniadaniowe to jest to! Są w przygotowaniu szybkie i  nie ma z nimi wiele zachodu a wyjęte z prosto z pieca, pachnące, jeszcze gorące idealnie pasują do porannej kawy.

Maślane Rogaliki Śniadaniowe
 
Z podanej porcji powinno wyjść 16 małych rogalików lub 8 dużych w zależności od tego jak podzielicie ciasto.
 
Składniki:
 
Mąka pszenna typ 650  500g
Mąka kukurydziana 3 łyżki  nie jest  niezbędna, rogaliki udadzą się bez niej. Jeśli jej nie macie w domu użyjcie po prostu odrobinę więcej mąki pszennej. Ja dodaję jej po to aby rogaliki miały piękny złoty kolor
Drożdże instant 7 g
Mleko 2%   350ml
Masło pełne 1 łyżka   nie używajcie oszukanego masła tylko prawdziwe masło bez dodatków nada rogalikom iście królewski smak
Sól 1 łyżka
Cukier brązowy 1 łyżka
Miód 1 łyżka

W dużej misce tak aby mieć zapas bo ciasto urośnie umieściłam mąkę, drożdże, sól i cukier. W rondelku podgrzałam mleko aby było ciepłe ale nie bardzo gorące. Rozpuściłam w nim miód i masło. Już sam smak mleka z miodem i masłem jest obiecujący tak bardzo, że nie mogłam się oprzeć i upiłam kilka łyżeczek:) Do składników sypkich wlałam mleko z dodatkami i zagniotłam ciasto, w razie potrzeby regulując jego konsystencję odrobiną mąki lub wody. Uzyskane ciasto musi być miękkie, elastyczne i dobrze odchodzące od ręki. Kiedy ciasto było już zagniecione, przykryłam je ściereczką i odstawiamy w ciepłe nie przewiewne miejsce aby wyrosło. Po około czterdziestu minutach skontrolowałam przyrost ciasta,  podwoiło swoją objętość  i wypełniło całą miskę zagniotłam je więc raz jeszcze przerywając wyrastanie i odstawiłam na kolejne pół godziny do czterdziestu minut. Po tym czasie byłam już prawie u celu. Teraz pozostało  tylko uformować rogaliki. Ich wielkość zależy od waszych upodobań. Ja tym razem zdecydowałam się na mniejsze tak aby wygodnie jadło się je Martynce.
Ciasto podzieliłam na dwie połowy, każdą z nich cienko rozwałkowałam tak aby uzyskać ciasto o powierzchni jak najbardziej zbliżonej do koła. Następnie podzieliłam ciasto na ćwiartki a potem na ósemki. Każdy uzyskany trójkąt ciasta zawinęłam zaczynając od najszerszej jego części i uformowałam rogalik.
Uzyskałam w ten sposób szesnaście pięknych półksiężyców, które ułożone na pergaminie czekały na pieczenie. Mój piekarnik piecze dość szybko wystarczyło około piętnaście minut w temperaturze dwustu stopni Celsjusza. W piekarniku jak zawsze umieściłam na dole miseczkę w wodą i mniej więcej w połowie pieczenia spryskałam delikatnie rogaliki wodą. Zapach, który rozniósł się po całym domu jest nie do opisania. Oczywiście Martynka, która obudziła się w międzyczasie nie czekała aż siądziemy do stołu- pierwszy rogalik zniknął w oka mgnieniu.


Myślicie, że to koniec prawda? Nie prawda:) W czasie kiedy ja piekłam rogaliki  Michał zajął się resztą śniadania. Przecież miało być po królewsku. Nie mogło być inaczej, mój mąż podobnie jak mój tato na sobotnie lub niedzielne śniadanie najczęściej przyrządza jajecznicę.  W naszej lodówce zawsze muszą być wiejskie jaja bez żadnych drukowanych cyferek bo od cyferek wolę pewność, że jajka są od szczęśliwej kury.  Mamy je od zaprzyjaźnionego Pana, którego kury chodzą sobie po podwórku i jedzą trawkę od rana i wieczora. Uwierzcie mi różnica w smaku jest kolosalna bo szczęśliwa kura to kura która dziobie, skrobie pazurkiem i je to co sama znajdzie na trawie a wtedy znosi pyszne jaja.  Sobotnie śniadanie i jajecznica z wiejskich jaj to jest to! Tyle że zwykła jajecznica to trochę z mało, ale jajecznica z pieczarkami brzmi już lepiej prawda? A będzie brzmiało jeszcze lepiej jeśli Wam powiem, że pieczarki mamy świeżutkie bo prowadzimy ich własną hodowlę:)
Tak, tak dobrze zrozumieliście sami hodujemy pieczarki. Zwariowane? Też tak myślałam, kiedy Michał oznajmił mi, że zamawia grzybnię. Po kilku dniach kurier przyniósł pudło, które wylądowało w piwnicy. Wystarczyło tylko postępować zgodnie z instrukcją doń dołączoną, co z grubsza sprowadza się do codziennego podlewania, by po kilku tygodniach otrzymać pierwsze zbiory. Na początku myślałam, że nie będzie różnicy w smaku pomiędzy pieczarkami kupionymi w sklepie a tymi z własnego chowu ale oczywiście jest. Świeżo ścięta pieczarka jest bielutka i nie szarzeje przy obróbce termicznej a jej świeżość czuć w smaku, jest delikatna i krucha po prostu idealna do jajecznicy.
Przepisu na jajecznicę nie podaję bo ufam, że każdy z Was ma swój sprawdzony sposób na jej przygotowanie. A przy okazji mam pytanie jaką jajecznicę lubicie najbardziej? Piszcie może mnie zainspirujecie i w najbliższy weekend zjem jajecznicę według waszego przepisu. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do iście królewskiego początku dnia z pysznym rogalikiem, jajecznicą, kawą i odrobiną błogiego letniego lenistwa a teraz zmykam do naszej pukpukowej kuchni bo zapach roznoszący się po domu przypomina, że czas wyjąć poniedziałkową porcję rogalików z pieca. W końcu można poczuć się po królewsku nie tylko w sobotę:)

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Poszło jak po maśle:)

W piątek przy śniadaniu zorientowałam się, że Martynka weszła w etap zadawania pytań. W ciągu kilkunastu minut zapytała o to ile kosztuje pomidor, co to jest kawa zbożowa aż w końcu jedząc kanapkę spytała:
- Mamo jak się robi mafło? (chodziło o masło oczywiście)
Odpowiedziałam zgodnie z prawdą że z mleka zbiera się śmietanę a z niej robi masło.
- Mamo zrobimy mafło w domu?- padło kolejne pytanie. A ja stwierdziłam, że nasza córka jest niedorodnym dzieckiem swoich rodziców, którzy bez przerwy siedzą w kuchni i robią cuda wianki. Szybko też przeanalizowałam swoją wiedzę na temat produkcji masła i przypomniała mi się tylko jedna rzecz. Moja młodzieńcza wpadka kulinarna, kiedy to przesadziłam z ubijaniem śmietany i zrobiło mi się pioruńsko słodkie masło:). Obiecałam Martynce, że oczywiście spróbujemy zrobić masło w domu i zaraz po śniadaniu zrobiłam szybki rekonesans w Internecie. Przy okazji znalazłam bardzo fajny blog, który szczerze polecam. Jego autorka też piecze pieczywo ale ja przy jej doświadczeniu jestem przedszkolakiem wyczytałam że ma dziewięcioletni zakwas! Jeśli macie chwilkę zajrzyjcie na http://kuchennepogawedki.blogspot.com . Właśnie tam znalazłam informacje o domowej produkcji masła, które tylko potwierdziły moją wiedzę i zachęciły jeszcze bardziej do pokazania mojej Martynce jak się robi masło.
W czasie spaceru z dziewczynkami zakupiłam śmietanę 36% dokładnie uprzednio czytając etykietę. Nie chciałam aby w śmietanie były jakiekolwiek dodatki, które mogłyby popsuć efekt. Tak więc odrzuciłam te, które były dosładzane albo zagęszczane . Kupiłam pół litra śmietany i po powrocie ze spaceru i obowiązkowej drzemce dziewczynek pełne energii przystąpiłyśmy do pracy.
Nie będę podawała przepisu bo składnik jest tylko jeden tłusta śmietana. Do zrobienia masła wykorzystałam mikser z obrotową miską więc masło zrobiło się zupełnie samo. Wlałam śmietanę i ustawiłam na wysokie obroty. Pozostało nam z Martynką jedynie cierpliwie czekać. Początkowo moją córcię fascynował mikser i powolna przemiana płynnej śmietany w ubitą ale po kilku minutach obserwowanie pracy miksera stało się nudne. Przyniosłam więc do kuchni laptop i pokazałam jak w tradycyjny sposób robiono masło aby wiedziała, że miksery nie były zawsze wszechobecne w kuchni. Martynka z zafascynowana oglądała zdjęcia maselnic i słuchała mojej opowieści o tym jak z mleka zbiera się śmietankę a z niej robi pyszne masło. Minuty mijały nam szybko a śmietana w misce pod wpływem pracy miksera zmieniła się w bitą śmietanę a potem w żółty krem, który zaczął wydzielać intensywny maślany zapach. Gdy od tego kremu oddzielił się płyn czyli serwatka masło było gotowe pozostało nam tylko odcedzić na sitku masło od serwatki, delikatnie je odciskając. Z pół litra śmietany uzyskałyśmy pyszne śmietankowe w smaku masło i szklankę serwatki, którą Martynka wypiła ze smakiem:)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Bułeczki BARDZO poranne

Mój dzień dziś zaczął się bardzo wcześnie na zegarku był 4:15 rano, kiedy Martynka zawołała:
-Mamo, Mamo!!
Taka pobudka o świcie oznacza dla nas tylko jedną rzecz: Ząbkowanie! Każdy kolejny ząb Martynki okupiony musi być Imprezą bo tak nazywamy pobudki o świcie lub tuz przed nim. Na szczęście to już dziewiętnasty ząb więc przed nami już tylko jedna ząbkowa impreza Martynki. Zapewne kiedy nasza starsza latorośl skończy ząbkować to za chwilkę zacznie młodsza,  choć mam nadzieję, że Karolcia znajdzie łagodniejszy dla rodziców sposób na przechodzenie ząbkowania:)
Cóż mogłam zrobić o świcie aby szybko się rozbudzić? Tylko jedną rzecz! Upiec pieczywo na śniadanie.
Warunek był jeden pieczywo musi być gotowe szybko więc zakwas nie wchodził w rachubę.
Do szybkiego pieczenia pieczywa idealne są drożdże instant tak więc wyciągnęłam je z szuflady. Potem szybki rzut oka na półkę z mąkami i ekspresowa decyzja zrobię proste bułeczki pszenne. Oto przepis:
 
Bułeczki BARDZO Poranne:
 
Składniki:
 
Mąka pszenna typu 550   500g
Mleko 3,2% 300 ml
Miód 1 łyżka
Sól 1 łyżeczka
Cukier 1 łyżeczka
Drożdże Instant 7 g
 
Składników jest mało a przygotowanie ciasta bardzo szybkie. Mleko łączymy z łyżką miodu i delikatnie podgrzewamy aby było lekko ciepłe ( możecie to zrobić w mikrofali wtedy będzie najszybciej). Do dużej miski wsypujemy mąkę dodajemy drożdże, sól i cukier. Wlewamy letnie mleko połączone z miodem i zagniatamy ciasto. Powinno ono być elastyczne i dość luźne ale dobrze odchodzące od dłoni. Jeżeli zajdzie taka potrzeba dodajemy odrobinę mleka lub mąki. Mąka w zależności od sposobu przechowywania może mieć różną wilgotność i czasami aby uzyskać dobrą konsystencję ciasta trzeba dać więcej lub mniej płynu do ciasta. Gotowe ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Ja nie chciałam długo czekać bo Marynka upominała się o ciepłą bułeczkę więc ustawiłam piekarnik na pięćdziesiąt stopni i włożyłam miskę na pół godziny do piekarnika. Po tym czasie ciasto wypełniło miskę.  Zagniotłam je raz jeszcze i podzieliłam na siedem  części z których uformowałam bułeczki. Bułki ułożyłam w dużych odstępach na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i włożyłam jeszcze na piętnaście minut do ciepłego piekarnika. Kiedy ciasto ponownie wyrosło nacięłam bułeczki aby dodać im trochę urody i rozgrzałam piekarnik do dwustu stopni Celsjusza. Bułki piekły się jakieś dwadzieścia minut. Na chwilkę przed końcem pieczenia przesmarowałam je pędzelkiem zamoczonym w wodzie aby miały ładny złoty kolor i chrupiącą skórkę.
Bułeczki oraz paluszek Martynki  Uwaga Gorące!:)
W całym domu unosił się zapach świeżego pieczywa a ja musiałam powstrzymywać Martynkę aby uchronić jej paluszki i buźkę przed poparzeniem tak bardzo chciała zjeść gorącą jeszcze bułeczkę.
Przede mną długi dzień ale pomimo niewyspania mam dobry humor i jestem pełna energii. Być może to zasługa pysznego śniadania: aromatycznych świeżutkich bułeczek z masłem i miodem oraz kawy zbożowej z mlekiem.  jak dobre jedzenie:) Nic mi nie daje tyle energii co solidne ale proste śniadanie:
-Choć się  bawić Mamo!-woła Martynka, która absolutnie nie jest niewyspana. Pędzę więc a Wam życzę równie pysznego śniadania:)